Kolacja „na cztery ręce” [Julia Kociuban w Filharmonii Łódzkiej]
28 lutego muzycy Filharmonii Łódzkiej im. Artura Rubinsteina zaprosili słuchaczy na dźwiękową kolację „na cztery ręce”. Kolację wyjątkową, bo w świetle świec i przy akompaniamencie muzyki Wolfganga Amadeusza Mozarta.
Przystawka
Przepis na kolację idealną to oczywiście odpowiedni dobór menu/repertuaru: dostosowana liczba istotnych punktów i przemyślane połączenie nut smakowych, które w przypadku ostatniego koncertu w Filharmonii Łódzkiej ukazane zostały w czterech kompozycjach. Nie był to pełen obraz twórczości „cudownego dziecka” (byłoby to w tym przypadku ogromne przedsięwzięcie), ale zdecydowanie krótka i świetnie przedstawiona historia charakteru kompozytora, która ukryta w jego popularnych dziełach zawładnęła całą muzyczną „kolacją”.
Wspomniane już palące się na scenie świece to coraz częściej spotykany podczas koncertów zabieg i trzeba przyznać, że w przypadku tego wieczoru było to bardzo dobre posunięcie. Świece pozwoliły bowiem na oddanie charakteru słynnego Eine kleine Nachtmusik, które stało się głównym tematem spotkania muzycznego. Subtelność oświetlenia nie pozostała zresztą bez muzycznego komentarza orkiestry smyczkowej, której delikatność i energia sprawiły, że na scenie zagościł Mozart w niezwykle ciekawym wydaniu.
Początkowe Divertimento F-dur KV 138 to przede wszystkim bardzo znany utwór (pokuszę się nawet o użycie słowa „hit”), a jednocześnie stanowił on zgrabne wprowadzenie do muzycznego dowcipu, jaki charakteryzował przecież Wolfganga Amadeusza Mozarta. Choć środkowa część Andante sprawiała fragmentami wrażenie lekko „przegnanej” w swoim charakterze, to trzeba przyznać, że zarówno Allegro, jak i ostatnia część Presto grzmiały energią, którą świetnie wydobywał koncertmistrz Tomasz Gołębiewski, odgrywający tego wieczoru również rolę dyrygenta. Własną werwę koncertmistrz przeniósł na cały zespół i ta energia jasno wybrzmiała w interpretacjach kompozycji Mozarta. Bo czy właśnie nie taki powinien być Mozart? Lekki, żywy, beztroski, zabawny?

Danie główne
Prawdziwa kolacja „na cztery ręce” nie mogłaby się oczywiście odbyć bez udziału fortepianu, którym podczas koncertu zawładnęła Julia Kociuban – pianistka, absolwentka Uniwersytetu Muzycznego Fryderyka Chopina i salzburskiego Mozarteum, a obecnie również wykładowczyni Akademii Muzycznej im. Grażyny i Kiejstuta Bacewiczów w Łodzi.
Słowo „zawładnęła” nie jest w tym przypadku zbytnią przesadą. Absolutna kontrola i zrozumienie instrumentu są konieczne, by w tak dokładny sposób wydobyć melodie, podkreślić frazy i oddać samego Mozarta. Tak właśnie stało się w przypadku wykonania Koncertu fortepianowego A-dur nr 12 KV 414 i Koncertu fortepianowego C-dur nr 13 KV 415, które okazały się być głównym punktem całego programu.
Partie solowe odpowiadały swą energią tej, którą miała orkiestra. Ciekawym zabiegiem byłoby natomiast usłyszenie solisty także w roli prowadzącego, a co za tym idzie – sprawdzenie, jak bardzo taka zmiana wpłynęłaby na odbiór i płynność całego wykonania. Szczególnie bowiem w pierwszym Koncercie fortepianowym A-dur nr 12 KV 414 wejścia orkiestry były fragmentami lekko niepewne (problemem mogło okazać się rozstawienie orkiestry i ustawienie koncertmistrza w samym jej centrum), co jednak zdecydowanie nadrobiła energia wszystkich wykonawców na scenie. Koncert fortepianowy C-dur nr 13 KV 415 pokazał z kolei idealne wręcz porozumienie orkiestry i solistki, dialog fortepianu i smyczków, który w części środkowej Andante stanowił jedność i płynął ku podsumowaniu całego wieczoru.

Deser
Na deser całej tej muzycznej uczty zabrzmiało oczywiście tytułowe Eine kleine Nachtmusik KV 525 i w tym punkcie programu Mozart zabrzmiał chyba najbardziej. Mocna dynamika, bardzo dobre brzmienie i energia, której mogłaby kompozytorowi pozazdrościć niejedna gwiazda rocka, to idealne podsumowanie Mozarta w łódzkim wydaniu filharmoników.
Niełatwo jest sięgać po klasykę i kompozycje najbardziej popularne, osłuchane już przez wiele pokoleń i będące inspiracją współczesnej popkultury. Eine kleine Nachtmusik zna każdy i odwagą jest sięgnąć po tę pozycję, jednocześnie bawiąc się nią na scenie, i dodać coś z własnej interpretacji. Podczas ostatniego koncertu to się udało i do muzycznej kolacji po jednej stronie stołu zasiedli słuchacze i Wolfgang Amadeusz Mozart we własnej osobie.