Raz, dwa, trzy dzisiaj nie pasujesz ty! [Klątwa rodziny Kennedych]
Trwa XVIII Festiwal Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych. Tegoroczna edycja krąży wokół hasła „Artysta w kryzysie”. 14 października, na scenie Teatru Powszechnego w Łodzi, zagościł zespół aktorów Teatru Żeromskiego w Kielcach, który zaprezentował dramat Jolanty Janiczak „Klątwa rodziny Kennedych” w reż. Wiktora Rubina. Dramatopisarka po raz kolejny oddaje głos tym, którym za życia nie dano mówić. To kolejna niezwykle udana współpraca Jolanty Janiczak i Wiktora Rubina, a także świetne kreacje aktorskie całego zespołu na czele z Karoliną Staniec.
Rosemary Kennedy to główna bohaterka dramatu Jolanty Janiczak, jedna z córek Josepha Patricka Kennedy'ego oraz Rose Fitzgerald, najstarsza siostry Johna F. Kennedy'ego, którą bliscy ukrywali i traktowali jak niepasujący element ich idealnej familijnej układanki. Czym sobie zasłużyła? Dzisiaj, możliwe, że nazwano by to „lekkim stopniem upośledzenia” lub zwyczajnie niezbyt wysokim ilorazem inteligencji. Rosemary musiała zmagać się z nieustająco rosnącymi wymaganiami najbliższych, według których nie była dość idealna, by należeć do rodziny. Ostatecznie bohaterka staje się królikiem doświadczalnym, któremu zafundowano wszystkie możliwe terapie ingerujące w jej hormony, psychikę i ciało. Wraz z kolejnymi formami leczenia dziewczyna musi zmagać się ze zmianą zapachu, nagłym wzrostem owłosienia na całym ciele, otyłością, agresją czy huśtawką nastrojów. Nikt nie potrafi wytłumaczyć Rosemary, jak radzić sobie z całym tym inwentarzem skutków ubocznych. Finałem projektu „nowa, lepsza, nadająca się do użytku publicznego Rosemary” jest zabieg lobotomii, który trwale okalecza 23-letnią dziewczynę.
Rosemary, jak większość bohaterek dramatów Jolanty Janiczak, wychodzi z zapomnienia, sekretu, ciszy; dostaje głos i język, żeby móc coś w końcu powiedzieć. W spektaklu dostrzegamy, że moment wykluczenia Rosemary z rodzinnego kręgu nastąpił już wtedy, gdy bohaterka była jeszcze małą dziewczynką. Z czasem tych sytuacji niedopasowania do pięknego obrazka pojawiało się tylko więcej. Rosemary nie nadążała za rodzeństwem, a rodzice nie akceptowali jej w żadnym stopniu. W pewnym momencie została wykluczona z udziału w uroczystościach rodzinnych, takich jak święta Bożego Narodzenia czy obchodzenie własnych urodzin. Z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciach, ale co, jeśli rodzina wycina cię z tych zdjęć. Co wtedy? Jolanta Janiczak oddaje także głos tym, którzy nie pasują do utartych kanonów, krytykując tych, którzy sami naznaczają się wzorcami. W tej rodzinie charakter, wygląd i osiągnięcia są szyte na miarę. Nie ma miejsca na swobodę. Przynależność do niej można porównać do kompleksowej, idealnie skrojonej usługi krawieckiej, która nie podlega zwrotowi i reklamacji. Problem w tym, że rozmiar i krój zostały odgórnie narzucone. Jeśli nie pasujesz do kreacji – musisz zrobić wszystko, by się w nią wcisnąć. Rosemary nie pasowała do swojego kostiumu… Cała scenografia została oparta na fotografii z inauguracji prezydentury Johna F. Kennedy'ego, z którego ktoś wyciął niepasujący tam element, a po nim została jedynie wielka czarna okrągła dziura. Wycięty fragment przeniesiono na przód sceny, gdzie za pomocą kamerki w wybranych momentach widzimy twarze poszczególnych bohaterów: Rosemary, Kathleen czy Saoirse.
Punktem otwierającym każdą scenę w spektaklu jest zdanie „Ulubioną grą rodziny Kennedych była gra – co byś zrobił, gdybyś został prezydentem”. Za każdym razem wielkie przemówienie z inauguracji prezydenta Johna F. Kennedy'ego zostaje przerwane przez niesforną Rosemary, która wbiega i zakleja bratu usta żółtą taśmą – wyraźnie zaznaczając tym gestem swój bunt przeciwko fałszywemu i pełnemu hipokryzji wizerunkowi tej rodziny. Teraz jest czas na jej przemówienie. Na scenie zastajemy trzy pokolenia rodziny, zatem akcja zostaje przeprowadzona na dość sporym odcinku czasu. Pierwsze pokolenie – rodziców, do którego należą Joseph Patrick Kennedy (Wojciech Niemczyk) oraz Rose Fitzgerald (Joanna Kasperek) – to nestorzy rodu, wyznaczający kierunek i stawiający poprzeczkę, do której kolejne pokolenia powinny przynajmniej dosięgnąć, a najlepiej ją przeskoczyć.
Do drugiego pokolenia należą dzieci: Joseph Kennedy junior (Edward Janaszek), John Fitzgerald Kennedy (Bartłomiej Cabaj) wraz z żoną Jacqueline „Jackie” Kennedy (Dagna Dywicka), Rosemary Kennedy (Karolina Staniec), Kathleen Kennedy (Ewelina Gronowska), Eunice Kennedy (Zuzanna Wierzbińska), Robert Kennedy (Dawid Żłobiński) oraz Edward Kennedy (Andrzej Plata). Trzecie pokolenie (wnuki) to to, które nie boi się stracić wizerunku: David Kennedy (Mateusz Bernacik), Saoirse Hill (Anna Antoniewicz), Michael Kennedy (Łukasz Pruchniewicz), a także William Smith (Jacek Mąka). Większość z nich zasłynęła z prowadzenia lekkiego, buntowniczego, narkotykowego trybu życia i takiej też śmierci. To pokolenie najbardziej odstawało od całego tego pięknego obrazka, dlatego jego przedstawiciele rozumieją i wspierają Rosemary. Ta część rodziny wypełnia panującą w głowie dziewczyny, po zabiegu lobotomii, ciszę – śpiewając dla niej piosenki, a także poprzez muzykę towarzyszy jej w najtrudniejszych momentach: podczas urodzin Rosemary, na które nikt nie przyszedł, w trakcie zabiegu lobotomii oraz nadużyć seksualnych, do których dochodziło w zakładzie, w którym przebywała Rosemary. W spektaklu pojawiają się utwory skomponowane przez Krzysztofa Kaliskiego do tekstów Jolanty Janiczak, które w doskonały sposób podbijają znaczenie poszczególnych scen. Trzecie pokolenie śpiewa i gra, by ulżyć dziewczynie w cierpieniu i w pewien sposób odkupić to, co jeszcze z tej rodziny zostało w oczach Rosemary.
W tym domu brakowało czasu na bycie niepoważnym, dziecinnym. Brakowało też emocji i miłości. Co zatem było fundamentem więzi rodziny Kennedych? Obserwując działania bohaterów, można przypuszczać, że wartościami, na których został zbudowany mit o świetności tego klanu, były duma, poświęcenie i doskonale wykreowany wizerunek. Kiedy umiera starszy syn, na scenie pojawia się obraz, w którego środek wpasowuje się Joseph Kennedy junior. To nadaje tej śmierci rangę bohaterskiej. Zostaje ona wpisana w historię i przypieczętowana mianem poświęcenia dla kraju. Podobnie dzieje się, gdy dochodzi do zamachu na prezydenta Johna F. Kennedy'ego. Ta rodzina nie mogła przejść obok śmierci obojętnie, należało ją docenić i wyróżnić, by podnieść dodatkowo rangę familijnych zasług. „Tato, jesteś ze mnie dumny?” – pyta Joseph Kennedy ojca zaraz po tym, jak zginął. Taka postawa ukazuje także, jak obsesyjnie każdy z członków klanu Kennedych pragnął uznania seniora. Sama Rosemary zadawała wiele razy pytanie: „Czy jestem ważna?”. Jednak nigdy nie padła odpowiedź twierdząca. Ważnym rekwizytem jest mózg, który w pewnym momencie staje się kolejnym bohaterem spektaklu. Lobotomia Rosemary rozpoczyna lawinę tragicznych wypadków, w których głównym poszkodowanym jest mózg. Ojciec rodziny Joseph Kennedy dostaje udaru, mózg prezydenta Johna F. Kennedy'ego zostaje przestrzelony, Robert Kennedy umiera trafiony w głowę. W trakcie spektaklu dowiadujemy się również, że oto dwa „wartościowe” mózgi lądują kolejno w gablotkach w muzeum i w bibliotece z dokładnym opisem ran i uszkodzeń. „Czy zniszczenie mózgu młodej dziewczyny jest mniej ważne niż zniszczenie mózgu prezydenta?” – kwituje ironicznie Rosemary.
Ostatnie słowo należy do bohaterki, spektakl kończy się zdaniem: „Jestem cierpliwa i umrę od tej cierpliwości”. Rosemary musiała być z pewnością bardzo cierpliwa. W oczekiwaniu na akceptację rodziny poddawała się wszystkim zabiegom z myślą, że zaraz ktoś ją pokocha. Drugi etap cierpliwości nastał po lobotomii – to cierpliwość do ciszy, z którą została w swojej głowie. Jak to jest być zdanym tylko na siebie i konfrontować się jedynie ze swoją ciszą?
Maria Krawczyk