Kino Atlantic: czy po 90 latach istnienia to koniec?
W ostatnich dniach środowiskiem filmowym wstrząsnęła wiadomość, że jedno z ostatnich reprezentacyjnych dla Warszawy kin może paść ofiarą developerów. Posypały się głosy protestu i listy intencyjne, a petycję o ratowaniu kina już podpisało 3500 osób oraz ponad tysiąc artystów z całej Polski i blisko stu pięćdziesięciu przedstawicieli świata nauki. Postanowiliśmy sprawdzić całą sprawę u źródła i wybraliśmy się do Kina Atlantic, o którym opowiedział nam Artur Wolski.
rozmawia Maja Baczyńska
Czy Kino Atlantic rzeczywiście zostanie zamknięte, tak jak wcześniej kina Femina, Relax, Skarpa czy Moskwa?
Na to pytanie powinien odpowiedzieć nadzorowany przez władze samorządowe Max Film, ja mogę powiedzieć, co się dzieje dziś czy wydarzy jutro, bo mam do kina klucze, ale co będzie się działo od 1 stycznia 2021 roku – tego nie wiem.
Tymczasem czytamy doniesienia prasowe, że w podziemiach nowego biurowca ma powstać kinowy kompleks...
Tak wykazuje dziennikarskie śledztwo.
Czy mam więc rozumieć, że Max Film nie przekazał Państwu żadnych konkretnych informacji?
I nie ma takiego obowiązku, bo jako właściciel może zrobić wszystko zgodnie ze swoją perspektywą ekonomiczną. Ale jako obywatel, pracownik kina i mieszkaniec Warszawy, uważam, że mam prawo zapytać o to, co będzie z kinem dalej. Bo to jest „nasze” kino, samorządowe. Mamy prawo podlegać audytowi teraz i pytać o przyszłość.
Co więcej, to kino ma swoje istotne miejsce w historii Warszawy...
No właśnie. To jest dobra okazja, żeby podziękować wszystkim, którzy w tym pomagają. Bo nie byłoby takiego warszawskiego sznytu tego kina, gdyby nie pomoc szeregu artystów, naukowców, dziennikarzy. To historia, która trwa 90 lat i już sam ten fakt sprawia, że Kino Atlantic zasługuje na jakąś atencję. Przecież Kino Atlantic gościło m.in. Józefa Piłsudskiego i Ignacego Mościckiego. I w tym momencie zawiadomienie zarządcy o zmianach na trzy miesiące przed wygaśnięciem umowy, to trochę późno. Przecież wydarzenia kulturalne planuje się na rok do przodu. Planowaliśmy 90. urodziny i zainstalowanie nowego neonu, tymczasem dopiero co dowiedziałem się z mediów, że to pomysł Max Filmu. Nie mam zamiaru przywłaszczać sobie inicjatywy, ale pomysł wyszedł od nas, a nie od właścicieli. Zachowajmy pewne proporcje w tej dyskusji, bo ja bynajmniej nie czuję, abym uczestniczył w jakimś sporze; na przestrzeni lat byłem może raz przyjęty przez urzędników na rozmowę i to na całe pięć minut.
Czyli problemem jest komunikacja, a raczej jej brak
Tak, od lat próbujemy rozmawiać, chcielibyśmy chociaż wiedzieć, czy mamy się już pożegnać. I czytając nowe doniesienia prasowe, jestem skonsternowany, ponieważ nie są one spójne i klarowne. Druga strona zaczęła z nami rozmawiać przez media, bo przez media została do tego zmuszona i próbuje teraz udowodnić swoim przełożonym, że chce jak najlepiej. Ale to są informacje czysto PR-owe. Kino Atlantic to nie jest samochód, który można sobie wypożyczyć z wypożyczalni, wziąć kluczyki i odjechać. To jest skomplikowana instytucja, bardzo złożona, w której lub z którą współpracuje kilkadziesiąt osób i kilkaset instytucji, które są istotne dla branży.
Znajduje się w samym centrum stolicy, tu odbywa się szereg pokazów branżowych, prasowych, edukacyjnych... Dlaczego Państwa praca ma być więc pomijana?
Dokładnie. Założyliśmy sobie, że nie będziemy tylko kinem komercyjnym, ale że będziemy bazować na jego wieloletnich tradycjach i że będziemy równolegle wykonywać pracę społeczną, pozytywistyczną. I że nie będziemy tego robić koniunkturalnie, a efektywnie. Nigdy nie dostaliśmy żadnej nagrody, ale ludzie głosują na nas „nogami” – przychodząc. I w ciągu ostatnich dziesięciu lat to się sprawdziło – nasze rozmowy o kulturze w kulturalny sposób przyniosły dobre owoce. I jeśli Max Film deklaruje, że chce to kontynuować, to musi zacząć z naszym zespołem rozmawiać. Ludzie nie są przedmiotami, które można przestawić z półki na półkę.
Jakie by tutaj mogło być optymalne rozwiązanie sytuacji?
Wszyscy pytają, jakie jest optymistyczne i jakie pesymistyczne zakończenie tej historii. Wraz z Mariuszem Łukomskim, właścicielem spółki, która zarządza kinem, jesteśmy zdecydowani ratować kino w tej kubaturze i bryle, w której jest. To jest nasza zasadnicza intencja. O takie miejsca, jak Kino Atlantic, trzeba dbać. I myślę, że uda się ocalić je w takiej formie, w jakiej jest, tylko co będzie dalej?
I to wszystko krótko po „lockdownie”, który też był trudny. Jak Państwo sobie z tą sytuacją poradzili?
Byliśmy trzy miesiące zamknięci. Prowadzenie kina jest bardzo kosztowne i okupione ciężką pracą. Ale mamy dobre wyniki, chyba najlepsze wśród kin tego typu. To pocieszające, że widzowie do nas wrócili, choć jeszcze nie w takiej liczbie, jak wcześniej. Niemniej daliśmy im poczucie bezpieczeństwa. Nie widziałem żadnej informacji, aby w kinie ktoś się zaraził COVID-19. Natomiast odbudowanie w widzach nawyków trwa w czasie i to nie jest spowodowane pandemią, a wieloletnim konformizmem – trochę zaniedbaliśmy kulturę, traktując ją jako dobro, które nam się należy i które jest jak elewacja budynku, czyli po prostu „jest”. O kulturę trzeba dbać, jak o ogród i wtedy mamy niepowtarzalną relację. A dotychczas była ona traktowana dość jednostronnie.
Przyczynił się do tego także rozwój platform internetowych — oglądanie filmu na tablecie nie jest tym samym, co seans kinowy i tendencją zrównującą je ze sobą jestem zaniepokojony. Także tym, że nie edukujemy w Polsce w tym względzie młodych widzów, my jako Kino Atlantic skutecznie to przełamaliśmy. I taka przerwa w funkcjonowaniu nawet pięciomiesięczna jest już bardzo ryzykowna, a co dopiero mówić o dwóch latach renowacji. Nigdy dotąd nie przeżywałem takiego doświadczenia, ale to praktycznie niemożliwe. To jest kameralne, rodzinne kino, które nigdy nikogo nie skłóciło – wszyscy mogli się tutaj spotkać, było miejsce i dla liberałów, i dla konserwatystów, ze wszystkimi rozmawialiśmy. Znamy swoich widzów niemal z imienia i najlepiej orientujemy się w sytuacji. Kino wszelkie remonty i wymiany projektorów ma już dawno za sobą, co więcej, nie mamy długów i przynosimy dochody.
Nie znamy zatem na razie zasadniczych przyczyn wprowadzania zmian?
W tym wypadku istnieje zobowiązanie, że w tym miejscu ma się znajdować miejsce dla kultury. Miejmy tylko nadzieję, aby ten warunek nie został spełniony plazmą na ścianie, zamiast kina. Są miejsca, które w nowej odsłonie, pozbawione kontaktu ze środowiskiem filmowym, przestały przynosić przychody i dziś na ich miejscu znajduje się np. siłownia.