Każdy koncert zasługuje tu na pełną salę
– Ludzie, którzy tu pracują, są dla mnie ogromnym wsparciem. Gdy tu przychodziłem, atmosfera była niezbyt sprzyjająca, jeśli chodzi o współpracę z organizatorem. A dla mnie to podstawa istnienia tego miejsca. Cytując klasyka: Dzięki zgodzie – małe rzeczy rosną, przez niezgodę – wielkie upadają. – z Łukaszem Gajem, dyrektorem Centrum Paderewskiego w Kąśnej Dolnej rozmawiam tuż przed finałem festiwalu Bravo Maestro, który odbył się pod koniec sierpnia 2016 roku.
Kinga A. Wojciechowska: Wygrałeś konkurs na dyrektora Centrum Paderewskiego – jak mówiłeś – dla Ciebie samego dość nieoczekiwanie. I co było dalej? Przyjeżdżasz i łapiesz się za głowę?
Łukasz Gaj: Nie, nie łapałem się za głowę. Ale zacząłem od zmian. To były proste rzeczy, tylko trzeba było tym zmianom nadać kierunek. Tu są fantastyczni ludzie i pracują z pasją. Dlatego o tyle było mi łatwiej, bo szybko złapaliśmy kontakt. A wychodząc z Opery Wrocławskiej otrzymałem dobrą szkołę. Tam wszystko jest robione na wczoraj, dlatego teatr świetnie funkcjonuje. Tam się ciężko pracuje. I tutaj jest tak samo. Nie tracę czasu na zbędne dyskusje. Nie zastanawiam się nad rzeczami oczywistymi.
A ja jednak zacznę od tematu oczywistego – Festiwal Bravo Maestro. Stały punkt w krajobrazie Kąśnej Dolnej. A Ty od razu zmieniłeś jego formułę. Dlaczego?
Od samego początku było mi łatwo. Nie miałem problemu z formułą. Chciałem pokazywać różne dziedziny, różne sztuki. Założyłem, że tu wszystko może się zdarzyć, ale ma być na najwyższym poziomie. Bravo Maestro ma przepiękną historię. 20 lat i jedenaście edycji. Zainteresowanie nim ciągle wzrasta, więc festiwal jest bardzo potrzebny.
Ale z tradycją do końca nie zrywasz. Łącznikiem z nią jest finał festiwalu, a na nim – weteran Bravo Maestro, wiolonczelista Tomasz Strahl, gość festiwalu od jego pierwszej edycji w 1996 roku, a także zapraszany od 2002 roku profesor Krzysztof Jakowicz.
Tradycja jest bardzo ważna, szczególnie maraton muzyczny, który istnieje od początku i Bravo Maestro się z nim kojarzy. Pani Anna Knapik – wielka dyrektorka Centrum – miała taką ideę, żeby to był festiwal muzyki kameralnej.
Ale ja chciałbym dodać do tej idei moje pomysły. Zaproszę tu nawet orkiestrę, nie widzę problemu. Formuła muzyki kameralnej zawęża mi pole działania. Kiedyś do dyspozycji był tylko Dworek Paderewskiego. Dziś mamy tu dużą Letnią Salę Koncertową. To jak wietrzenie pomieszczenia – potrzeba trochę świeżego powietrza.
Mam wrażenie, że poza festiwalem w Centrum dużo się dzieje.
Bo od początku roku mamy tu cykl pt. „Paderewskiemu hołd muzyką! Wielkie rocznice 2016”
Czyli?
W tym roku przypada kilka rocznic – urodzin, śmierci. Z tych okazji zorganizowaliśmy w marcu Koncert pasyjny ze „Stabat Mater” Pergolesiego (280. rocznica śmierci). W kwietniu przyjechał Stanisław Sojka – bo przypadała 400. rocznica śmierci Shakespeare’a. Sojka przyjechał ze świetnym projektem – z Sonetami, do których napisał muzykę. To był magiczny wieczór. Jestem oczarowany do dziś. Staszek powiedział mi potem, że nie grał tego programu z siedem lat. Powiedziałem mu: „Gdyby to ode mnie zależało, to grałbyś to codziennie!” Tu wszystkie nuty są dobre. W maju zrobiliśmy koncert trzech tenorów – bo była 50. rocznica śmierci Jana Kiepury. W czerwcu, ze względu na rocznicę śmierci Paderewskiego recital fortepianowy dał profesor Jasiński. W lipcu – zupełnie inny projekt – orkiestra Des Orient, która zagrała muzykę filmową Michała Lorenca.
No to chyba mocno zaczyna się różnicować grupa słuchaczy w Kąśnej?
Mamy stałą grupę melomanów, która przychodzi zawsze. Pielęgnujemy, dopieszczamy ich. Ale chcę pozyskać nowych, to moje zadanie. Bo każdy koncert zasługuje tu na pełną salę.
Punkt wyjścia dobry, bo właściwie każdy może tu wpaść.
Turyści, melomani, ludzie, którzy chcą posłuchać ciszy. Ona jest tu stałym elementem krajobrazu. Każdy, kto chce poczuć ducha Paderewskiego, bo to odróżnia miejsce od innych. Gdy tu przyjechałem pierwszy raz, od razu to poczułem. I inni podkreślają: że tu czuje się ducha Paderewskiego. Tu stoi fortepian Paderewskiego. Na nim Paderewski grał, komponował. Aż ciarki przechodzą, jak się o tym pomyśli, jak się spojrzy na te zużyte klawisze. Tu się niewiele zmieniło. Wystarczy spojrzeć na zdjęcia archiwalne. Paderewski właśnie tu przygotowywał się do kolejnego amerykańskiego tournée.
Nie żal Ci było wyjeżdżać z Wrocławia – nawet dla tych emocji, które daje atmosfera w Kąśnej Dolnej?
Nasz zespół we Wrocławiu był bardzo zgrany. Spędzaliśmy dużo czasu razem, ale w zasadzie nie było konfliktów. Wiem teraz, że jak mam dobrą atmosferę w pracy, tworzę dobrą przestrzeń dla artystów, którzy tu przyjeżdżają. A emocje między artystami udzielają się publiczności. To doświadczanie atmosfery, która się tworzy w garderobie. Praca we Wrocławiu nauczyła mnie też, że bardzo łatwo się pracuje, jeśli ma się partnera, z którym się dobrze czuje. Przyjaźń, wzajemna pomoc – to wyniosłem z Opery Wrocławskiej. Każdy gościnnie przyjeżdzający mówił, że zazdrości nam atmosfery… Ale przychodzi taki moment w życiu, że świetna praca, doskonała atmosfera nie wystarcza. Potrzeba nowych wyzwań. Mam je tu, w Centrum Paderewskiego.
A jaka jest przyszłość Centrum?
Przed nami dużo pracy. Ale to dobrze, bo jest kierunek, są wyzwania. Pracy jest dużo w wymiarze artystycznym i infrastrukturalnym. Ten drugi temat bardzo mnie zajmuje. Bo infrastruktura jest bardzo ważna. Już niedługo powstanie tu kawiarnia. Złożyliśmy projekt na 4,5 mln zł do Urzędu Marszałkowskiego na renowację domu pracy twórczej, dworku i parku, bo całość jest wpisana w rejestr zabytków. W tej chwili zaczynamy remont małej alejki od dworu do stawu. Alejka jest niezbędna, bo jesienią nie można dostać się do jeziora ze względu na błoto w trawie. Niby szczegół, ale ważny. Jeśli wszystko dobrze się ułoży, w parku powstanie muzyczny plac zabaw dla dzieci. Kupiliśmy rowery. Można zostawić samochód i zwiedzać okolicę na dwóch kółkach. Do Sali koncertowej kupiliśmy nowe krzesła. Porządne, wyściełane.