Karłowicz ekstremalny [relacja]
MARIA NAPIERAJ: Jeszcze w czwartek byłam przekonana, że nigdzie nie jadę, chociaż czekałam na ten sobotni (16.04.2016) koncert co najmniej od miesiąca. Ale co zrobić, prognozy pogody zapowiadają, że będzie lało, wiało, na szlaku można się spodziewać śniegu i lodu, a w dodatku ktoś ze schroniska, kto odebrał mój telefon, stwierdził, że śniegu pewnie jeszcze trochę spadnie i dla własnego bezpieczeństwa powinniśmy się zaopatrzyć w raki. Raki! Nigdy jeszcze raków na nogach nie miałam… A zachmurzenie, to ma być takie, że pewnie nawet Kościelca nie zobaczymy. Nie, nie pomyliły mi się kierunki. Całkiem poważnie wybierałam się na koncert Capelli Cracoviensis, w Tatrach, w schronisku Murowaniec na Hali Gąsienicowej.
Prawda, że rzadko się zdarza, żeby droga na koncert była równie atrakcyjna jak sam koncert? Ale, jakby nie było, trzeba jednak tam dojść, trasa jest przewidziana na około dwie godziny spaceru po górach, a przy deszczu zdecydowanie straci na atrakcyjności. Prognostycy pogody mają tej wiosny (jak co roku zresztą) zamiłowanie do nagłych zwrotów akcji i w piątek po południu nadali informację: pogoda na weekend powinna być jednak w miarę znośna. A my równie nagle postanowiliśmy, że w takim razie jedziemy. Ledwie wyjechaliśmy z Krakowa, zaczęło padać… Na szczęście potem przestało, a poranek przywitał nas słońcem. Tatrzańska zima w dużej mierze ustąpiła już pola wiośnie, ograniczając swój zasięg do wysokich szczytów, a na Hali Gąsienicowej zostały jej tylko resztki w postaci poletek rozciapanego śniegu na szlaku (ktokolwiek doradzał nam wzięcie raków, trochę dramatyzował).
© Tibor-Florestan Pluto / Capella Cracoviensis 2016
W schronisku zastaliśmy niesamowity tłok, będący efektem przemieszania się ze sobą grupy tych, którzy specjalnie pokonali górski szlak, żeby posłuchać tu muzyki Karłowicza i tych, którzy po prostu wybrali się góry, a trafili na koncert. Ani tłumy ludzi, ani budowa sali nieprzeznaczonej przecież do wykonywania w niej muzyki, nie przeszkodziło zabrzmieć dźwiękom Serenady Karłowicza czysto i wyraźnie. Serenada, jedno z pierwszych dzieł Karłowicza, nie ma w sobie jeszcze tej metafizycznej melancholii, która przepełniała późniejsze dzieła kompozytora. Urzeka za to rozmachem i wdzięcznymi frazami – to czysta pogoda ducha wyrażona muzyką! Nic dziwnego, że występ Capelli Cracoviensis wzbudził entuzjazm publiczności, zarówno tej osłuchanej z klasyczną muzyką, jak i tej, która na koncercie znalazła się przypadkiem. Entuzjazm tak wielki, że brawa rozległy się już w pierwszej pauzie, czyli jakieś czterdzieści sekund po rozpoczęciu utworu… W ramach bisów usłyszeliśmy barokową muzykę Bononciniego oraz La ci darem la mano Mozarta. Trudno uwierzyć, że koncert trwał zaledwie godzinę, pozostawiając u słuchaczy poczucie niedosytu. Domyślam się jednak, że dłużej trwać nie mógł, nie utrudniając schronisku wypełniania swoich podstawowych zadań, bo słuchając muzyki całkowicie zablokowaliśmy rotację przy stolikach w sali, w której górscy wędrowcy spożywają posiłki.
Koncert Capelli Cracoviensis był pięknym, muzycznym hołdem złożonym Karłowiczowi, który był nie tylko wybitnym kompozytorem, ale i wielkim taternikiem. Z okolicami Hali Gąsienicowej jest związany w szczególny sposób, bo to tutaj zapłacił za swoją górską pasję najwyższą cenę, ginąc w lawinie schodzącej ze zboczy Kościelca. W dniu, w którym odbył się koncert, również z Kościelca zeszła lawina, tym razem na szczęście nie porywając nikogo ze sobą. Ci, którzy dotarli na miejsce trochę wcześniej, mogli usłyszeć jej charakterystyczny, zapadający w pamięć huk.
Pięknie było. Capello – chcielibyśmy takich koncertów więcej. Jak cudnie by było zobaczyć Halkę Moniuszki w Dolinie Chochołowskiej, Harnasi Szymanowskiego na Rusinowej Polanie, usłyszeć Orawę Kilara w Dolinie Pięciu Stawów… No dobrze, trochę się rozpędziłam. Muzyka Kilara na dawnych instrumentach brzmiałaby cokolwiek osobliwie – choć prawdopodobnie nadal ładnie. Cokolwiek gracie – „terenowe” koncerty są świetnym pomysłem, szczególnie jeśli te miejsca, tak jak w przypadku muzyki Karłowicza granej w Tatrach, dają szerszy kontekst dla odbioru dzieła.
© Tibor-Florestan Pluto / Capella Cracoviensis 2016