Karajan zza żelaznej kurtyny
W tym roku Mariss Jansons, jeden z najwybitniejszych dyrygentów naszych czasów, ukończył 70 lat. Jansons, który obecnie kieruje Koninklijk Concertgebouworkest oraz Symphonieorchester des Bayerischen Rundfunks chyba zapomniał o swoim wieku i wciąż intensywnie pracuje oraz podejmuje kolejne artystyczne wyzwania.
Życie Marissa Jansonsa nadaje się zapewne na amerykański film, którego już sam początek jest bardzo dramatyczny. Matka Marissa urodziła go, ukrywając się po ucieczce z ryskiego getta, gdzie większość jej rodziny została zamordowana. Mały Jansons dorastał najpierw w Rydze, a następnie z rodziną przeniósł się do Leningradu. Od małego przejawiał zainteresowania muzyczne, a Leningrad w radzieckiej Rosji to było najlepsze miejsce dla muzyków. Tutaj młody Jansons zaczął studiować dyrygenturę, a jako że już wtedy wyróżniał się niezwykłym talentem wysłano go na kursy mistrzowskie do Wiednia i Salzburga. Tam w 1969 r. Mariss Jansons został dostrzeżony przez jednego z profesorów, Herberta von Karajana, który zaproponował mu stanowisko asystenta przy Berlińskich Filharmonikach. Niestety, łaskawość władz sowieckich się skończyła. Jansons musiał wrócić do Leningradu i nie dostał pozwolenia na wyjazd do Berlina. Jednak gdy w 1973 r. zaczął dyrygować Leningradzkimi Filharmonikami, nikt już nie miał wątpliwości, że to początek wielkiej kariery dyrygenckiej.
Mariss Jansons był wielokrotnie porównywany do Karajana. Osobiście nie lubię porównań, bo często jest to sposób upraszczania rzeczywistości, ale rzeczywiście, interpretacje Jansonsa, tak jak Karajana, wyróżniają się dbałością o czystość dźwięku, wyrazistą narracją muzyczną i wyjątkową dramaturgią.
Myślę, ze najlepszym przykładem jego kunsztu dyrygenckiego są symfonie Szostakowicza, wydane w komplecie kilka lat temu przez EMI. Przyznam, że mimo, iż już od kilku lat posiadam te nagrania, nigdy mi się one nie znudziły i wciąż wywołują mój zachwyt. Nagrania te to świetna okazja do zapoznania się z dorobkiem Jansonsa, szczególnie, że prezentują one ponad dwudziestoletni przekrój jego pracy nad muzyką rosyjskiego kompozytora. Pierwsze z tych nagrań pochodzą z początku lat 90., natomiast ostatnie zostały zarejestrowane w 2006 r. Tutaj bezsprzecznie Jansons nie ma sobie równych. Jego Szostakowicz jest pełen pasji, ale też i melancholii - wyróżnia się wyjątkowym dramatyzmem, ale posiada również momenty refleksyjne. Wydaje się, że w tych symfoniach Jansons zawarł historię doświadczeń systemu totalitarnego, który naznaczył życie Szostakowicza i samego Jansonsa. Dlatego właśnie pod jego batutą symfonie te brzmią do bólu autentycznie.
Muzyka sprawia, że ludzie pozostają młodzi. Jansons mimo swojego wieku wciąż aktywnie koncertuje oraz nagrywa. Zatem życzymy Mistrzowi zdrowia i już czekamy na jego kolejne nagrania.
Jacek Kornak