Jazzujący Kalisz
Iiro Rantala wylądował na lotnisku w Warszawie w czwartek rano. Przyleciał do Polski z Niemiec. Razem z Adamem Bałdychem i Larsem Danielssonem mieli wystąpić drugiego dnia festiwalowego. Niestety Lars zachorował i Iiro razem z Adamem zastanawiali się czy wystąpić w Kaliszu bez niego. Tego samego dnia z Nowego Jorku do Warszawy przyleciał Bob Jost - basista z espoły Kevina Heysa. Spotkali się przypadkiem. Z miejsca zgodził się zagrać z Iiro i Adamem w Kaliszu. Muzyki nauczył się z iPoda w samochodzie.
Jako pierwsi drugiego dnia wystąpili goście z Austrii. Julia Siedl Quartet w składzie – Julia Siedl (fortepian), Herwig Gradischnig (saksofon), Milan Nikolic (kontrabas) i Klemens Marktl (perkusja). Zagrali bardzo dobry program składający się w całości z kompozycji Julii. Chwytliwe, energiczne melodie ciągle poddawane nowym wariacjom nadawały tempa muzyce. Austryjacy nie uciekali jednak bardzo daleko w swoich improwizacjach, trzymając główne tematy "w polu widzenia" słuchaczy. Kolejna partia solidnego, jednak nie wzbudzającego większych emocji jazzu. I jeśli o ich występie mówiono z entuzjazmem w trakcie przerwy, to kolejni wykonawcy wywołali prawdziwą euforię wśród publiczności.
I teraz o jednym z najciekawszych koncertów festiwalu. Fiński pianista, Iiro Rantala rozpoczął swój set własną kompozycją z pierwszego solowego albumu (Lost Heros) zatytułowaną Thinking of Misty. Około siedmiominutowe solo wystarczyło aby wywołać owację na widowni, jakiej nie otrzymał żaden z wcześniejszych wykonawców. Przed zaproszeniem na scenę Adama Bałdycha (który brał udział w nagraniu jego najnowszego projektu My history of jazz) i wspomnianego Roba Josta, zaprezentował swoją najświeższą kompozycję, napisaną na tydzień przed festiwalem (jak zapewniał publiczność). W trio zagrali dwa utwory z płyty Adama Imaginary room,s w kontrakcie których skrzypek udowodnił, że nie bez powodu mówi się o nim jako o jednym z największych odkryć światowej sceny jazzowej ostatnich lat. Mieliśmy okazję wysłuchać także kilka kompozycji z My history of jazz - łącznie więc trzy projekty, które na scenie zabrzmiały bardzo spójnie. Muzycy trzykrotnie wychodzili na bis (normą jest, że w Kaliszu bisuje się raz. Dwa razy wracają na scenę Ci którzy naprawdę się podobali. Trzy razy i więcej mało kto). Koncert tego tria był dla wielu największym odkryciem na tym etapie festiwalu.
MR