Jazz na czterech łapach

03.06.2018
Na zdjęciu Jazz, fot. archiwum autorki

Miałam kiedyś pieska, Jazza. Był biały, włochaty jak szczotka, miał wielkie odstające uszy, niepojęty charakter i talent, którym większość czworonogów nie mogła się pochwalić: umiał śpiewać.

Zaczęłam uczyć go tej sztuki, gdy oboje byliśmy nieopierzonymi szczeniakami, tyle że ja 10 lat starsza. Grałam na pianinie wesołe boogie woogie w wysokich rejestrach, zachęcając piskliwym głosikiem: „Jazziku, zaśpieeeewaj!”. Piesek podejmował zabawę z ochotą i nucił na miarę swoich możliwości. Nie trzeba mu było wielu lekcji – niedługo potem sam przyłączał się do wspólnego muzykowania. Śpiewał, kiedy ćwiczyłam na pianinie, kiedy mój brat grał na skrzypcach i kiedy w radiu lub telewizji leciała melodia, która szczególnie wpadła mu w ucho, np. „papapa – mamama” z czołówki animowanej bajki „Muminki”. Najbardziej lubił gamy (te ćwiczone na pianinie i te zawarte w utworach) i Poloneza Młodzieńczego B-dur Chopina. Dźwięki ulubionych utworów potrafiły wybudzić go z najgłębszego snu. Jazz był bardzo muzykalnym psem. Miał ładnie postawiony, cienki głos. Potrafił lirycznie nucić mormorando, wydobywać długie, delikatne, pełne uczucia „uuuu”, śpiewać legato i staccato, piano i forte, wreszcie zatracić się w ekspresji i przechodzić w pełne dramatyzmu śpiewo-szczekanie. Jego psia interpretacja zawsze była zgodna z charakterem muzyki. Gardził muzyką disco polo, przy której zaczynał szczekać. Posiadanie tak uzdolnionego psa miało jednak ciemniejszą stronę. Kiedy w liceum musiałam w wielkim stresie ćwiczyć przed egzaminem z fortepianu, zza drzwi dobiegało nie dające się uciszyć wycie. Jazzik kochał muzykę. A ja, nerwowa nastolatka, nie raz gniewałam się i krzyczałam na rozśpiewanego futrzaka, by siedział cicho. Dziś, gdy Jazza już nie ma z nami, czuję wyrzuty sumienia na myśl o tym niekonsekwentnym tłumieniu ekspresji artystycznej Bogu ducha winnego zwierzęcia. Pocieszam się, że najczęściej jednak pozwalałam mu wyć do woli. Po kilku latach zdrowie nie pozwalało już Jazzikowi śpiewać tak często jak dawniej. Gdy podejmował swoją pełną uczucia pieśń, zaczynał kasłać. Nucił coraz mniej, aż wreszcie zamilkł. Kiedyś, jako starszy piesek, po wielu miesiącach ciszy wszedł mi do pokoju i zaśpiewał ślicznie, gdy ćwiczyłam coś do pracy na pianinie. Była to zaskakująca i rozczulająca chwila.

To muzyczna historia pewnego białego sznaucera, Jazza, który trafił do rodziny muzyków i sam okazał się niezwykle umuzykalnionym i wrażliwym pieskiem. Ja zaś, gdy słyszę Poloneza Młodzieńczego B – dur Chopina, mam przed oczami najfajniejszego zwierzaka pod słońcem, śpiewającego „a-a-a-a- uuu…” i członka rodziny, którego bardzo kochałam.

Ewa A. Szpotakowska

***
Jeśli chcesz się z nami podzielić swoją muzyczną opowieścią, napisz na adres: [email protected]

Wszystkie treści na PrestoPortal.pl czytasz za darmo. Jesteśmy niezależnym, rzetelnym, polskim medium. Jeśli chcesz, abyśmy takim pozostali, wspieraj nas - zostań stałym czytelnikiem kwartalnika Presto. Szczegóły TUTAJ.

Jeśli jesteś organizatorem życia muzycznego, artystycznego w Polsce, wydawcą płyt, przedstawicielem instytucji kultury albo po prostu odpowiedzialnym społecznie przedsiębiorcą - wspieraj Presto reklamując się na naszych łamach.

Więcej informacji:

Teresa Wysocka , teresa.wysocka [at] prestoportal.pl +48 579 667 678

Drogi użytkowniku, zaloguj się aby móc komentować nasze treści.