Jadwiga Śmieszchalska: Trzeba nastroić ciało do gry

14.11.2019
fot. z arch. Jadwigi Śmieszchalskiej

Z Jadwigą „Isią” Śmieszchalską, muzykiem, trenerem przygotowania fizycznego i mentalnego do praktyki muzycznej i z Mathieu Spencerem, francusko-amerykańskim doktorem chiropraktyki, tworzącymi w Warszawie Healthy Talent – gabinet zdrowia muzyków, rozmawia Agnieszka Olek.

Medycyna muzyki to dziedzina egzotyczna czasem i dla samych muzyków – skąd się właściwie wzięła ta specjalność?

J.Ś.: Medycyna muzyki jest częścią większej całości – medycyny sztuk performatywnych, która odnosi się zarówno do muzyków, jak i do aktorów, tancerzy czy artystów-plastyków. Sama dziedzina wzięła się właściwie z pobudek managerskich. Została zapoczątkowana w amerykańskich i australijskich orkiestrach, które są instytucjami prywatnymi. Kiedy okazało się, że akcjonariusze tych zespołów tracą wpływy z powodu niedyspozycji muzyków, zaczęli się zastanawiać, jak tego uniknąć. Doszli do wniosku, że profilaktyka jest tańsza niż leczenie. To był taki punkt styczny interesu muzyka i właściciela czy agenta, co zdarza się chyba rzadko.

Czyli wszystko wydarzyło się z pobudek ekonomicznych?

J.Ś.: Nie do końca, bo medycyna sztuki muzycznej czy opiekowanie się zdrowiem muzyków ma bardzo długą tradycję. Już w XVII w. ojciec medycyny pracy Bernardino Ramazzini pisał i mówił o dolegliwościach muzyków. Już wtedy wiadomo było również, że jeśli muzyk będzie cierpiał, odbije się to na jakości jego artystycznych produkcji. Jednak w XIX w., w czasie „Burzy i Naporu”, w Europie wykształcił się obraz artysty cierpiącego. Artysta musiał odczuwać ból świata zarówno psychicznie jak i fizycznie, i miało to być po nim widać. Sami muzycy nauczyli się to akceptować. Jednak takie podejście zupełnie się nie sprawdziło na XX-wiecznym rynku muzycznym. O sukcesie artysty zaczęła decydować jego dyspozycyjność: tu i teraz, natychmiast. Jeśli jest się freelancerem albo członkiem topowej orkiestry, nie można sobie pozwolić na bycie artystą, który w danej chwili nie ma weny, albo aktualnie gorzej gra z powodu jakiejś dolegliwości. Niedyspozycja fizyczna może złamać karierę. Obraz i wymagania wobec artysty-muzyka uległy wielkiej zmianie.

Czy w związku z tym ból jest wśród muzyków tematem tabu ?

J.Ś.: Owszem, jest. Badanie Fishbeina i Middlestad opublikowanie w 1988 r. miało objąć wszystkich członków zawodowych orkiestr amerykańskich, łącznie ponad czterdzieści zespołów. Na udział w badaniu zdecydowało 2212 muzyków. Czyli mniej więcej połowa. Pozostali bali się utraty pracy.

Tak było ponad 30 lat temu, a czy teraz ten temat wciąż budzi kontrowersje w Polsce?

M.S.: Ja sam nie jestem muzykiem, choć mam specjalizację muzyczną i przyglądam się środowisku podczas swojej pracy. Nie wydaje mi się, żeby to było tabu. Kiedy pracujemy z orkiestrami, to przychodzi do nas z 70 procent osób.

Wiedzę o medycynie muzyki zdobywaliście we Francji, w Europejskim Instytucie Medycyny Sztuki. Na jakim etapie rozwoju tej dziedziny jest świat, w porównaniu do Polski?

J.Ś: Nie mamy rozwiązań legislacyjnych, we Francji są. Chodzi o prawo pracy. Przykład? We Francji są określone i opisane choroby zawodowe muzyków. Choć trzeba dodać, że Francja wywalczyła to stosunkowo niedawno. U nas oficjalnie istnieją tylko zagrożenia audiologiczne, inne w ogóle nie są zdefiniowane. Tymczasem inne zawody: górnicy, chemicy czy nauczyciele, mają schorzenia dookreślone.

Co się wiąże z tym, że dolegliwość jest na liście chorób zawodowych?

J.Ś.: Przede wszystkim idzie za tym profilaktyka. Skoro jest zagrożenie chorobą czy dolegliwością, to szkoły muzyczne mają obowiązek informowania o tym, muszą mieć to w regulaminie, chociażby po to, żeby zapobiec pozwom. Skoro wiadomo, że granie na instrumencie może się wiązać z przeciążeniami, to istnieją sposoby na zapobieganie temu. Edukuje się więc rodziców, uczniów, mówi się o robieniu przerw, graniu higienicznym. Istnieje cała profilaktyka, która jest wprowadzana „z urzędu”, od najwcześniejszych etapów edukacji.

M.S.: Ja akurat uważam, że rozwiązania legislacyjne nie są konieczne. Ale nawet bez rozwiązań prawnych jest duża różnica między Polską, a resztą świata. W wielu krajach istnieją liczne organizacje, związki edukatorów, terapeutów, specjalistów od ergonomii, całe zespoły ludzi, które pracują, by pomagać muzykom. I do tego nie trzeba prawnego obowiązku. Te stowarzyszenia działają już od kilkudziesięciu lat. Tak się właśnie spotkaliśmy z Isią – bo francuskie stowarzyszenie umożliwia kształcenie się w tej dziedzinie. Oni są zresztą pionierami światowymi w takiej formule. Na liczącym 240 godzin kursie spotykają się ludzie, którzy chcą pomagać muzykom. I to jest dużo bardziej zaawansowana sytuacja niż nakaz prawny do realizowania czegoś. Ci lekarze, terapeuci i muzycy dążyli do tego, żeby szukać rozwiązań i w moim przekonaniu to tu się wszystko zaczyna, nie w przepisach nadanych odgórnie.


fot. z arch. Jadwigi Śmieszchalskiej

Czy jesteście pionierami medycyny muzyki w Polsce?

J.Ś.: Zainteresowanie tematem było obecne, istnieją ważne polskie książki jak ta Czesława Sielużyckiego sprzed 30 lat o funkcjonowaniu ręki pianisty. Od tego czasu jednak sporo się zmieniło, nasze rozumienie anatomii i biomechaniki uległo przeobrażeniu, a co za tym idzie – także rozumienie specyfiki poszczególnych instrumentów. Dzisiaj trzeba niestety wyjechać z Polski, mieć środki, czas i chęci, żeby kształcić się w dziedzinie medycyny sztuki muzycznej. Pod tym względem chyba rzeczywiście jesteśmy w Polsce prekursorami.

Skąd u was zainteresowanie medycyną muzyków?

M.S.: U mnie zaczęło się od przekonania, że muzycy mogą zmienić świat. Jeśli im w tym pomogę, sprawię, że poczują się lepiej, będę szczęśliwy. Poza tym pochodzę z domu, w którym zajmowano się opieką zdrowotną – mój ojciec jest chiropraktykiem, a mama fizjoterapeutką. Zawsze też towarzyszyło mi pytanie: dokąd zmierzam? Z pomocą coacha doszedłem do wniosku, że moje trzy największe pasje to zdrowie, koncerty i podróże. Podróżowanie jest ważne, w podróży można być naprawdę samemu. Muzyka zawsze temu towarzyszyła, była ze mną i pomagała mi. Mój pierwszy koncert, kiedy miałem sześć lat, to był Lucky Peterson. Najlepszy koncert w życiu mojego ojca. Drugi koncert to był Michael Jackson: niesamowite doświadczenie, wielkie otwarcie na świat koncertów. Zastanawiałem się, jak mogę połączyć te trzy pasje: zdrowie, koncerty i podróże, i zarabiać w ten sposób na życie. A więc, pomyślałem, muzycy dużo ćwiczą, sporo podróżują z miejsca na miejsce. To wiąże się ze stresem. Mam przyjaciół muzyków, znam ich problemy. Ponieważ pochodzę ze świata opieki zdrowotnej, mogę im pomagać. Podczas poszukiwań w Internecie znalazłem informację o Medicine des Arts i pomyślałem: wow, tam są już ludzie, którzy się tym zajmują! Więc zapisałem się na kurs w Paryżu. A teraz jestem w Polsce.

J.Ś.: W moim przypadku zaczęło się od przygotowania mentalnego, fizjologia przyszła później. Już podczas studiów u prof. Elżbiety Karolak bardzo mnie interesowało przygotowanie do występów, pisałam pracę magisterską o samoświadomości artysty, w kontekście organów, bo to mój instrument. Na drugim roku byłam na kursach mistrzowskich u profesora Oliviera Latry, który jest numerem jeden na świecie. Zaczął mi podsuwać świetne książki do mojej pracy. Sądziłam wtedy, że będę się specjalizować w pedagogice nastawionej na przygotowanie mentalne, z wykorzystaniem treningu relaksacyjno-wizualizacyjnego. Tuż po studiach miałam niesamowitą okazję do nagrania płyty z bardzo znanymi muzykami i po prostu się totalnie przegrałam, zrobiłam sobie sama krzywdę i z bólem w ręce pognałam do Paryża do profesora i powiedziałam, że musi mi pomóc, bo mam bardzo ważne granie. Wysłał mnie więc do swojej terapeutki, która, jeszcze zanim zdjęłam płaszcz, spytała, czy mam jakiś problem z biodrami. Po prostu widziała po moim chodzie, że coś jest nie tak. Przyznałam, że owszem, w dzieciństwie miałam problemy, urodziłam się z dysplazją. Już po dziesięciu seansach okazało się, że mogę grać wszystko, choć przez wiele lat wierzyłam, że na przykład Bach jest dla mnie, ale już Duruflé – nie. „Po co masz się z tym męczyć, skoro boli” – słyszałam czasem. A po spotkaniach z terapeutką, która sama też była muzykiem, okazało się, że mogę zagrać wszystko, trzeba było tylko popracować nad ogólną postawą, świadomością ciała i higieną pracy.

Czyli to nie jest tak, że jakaś magia, talent sprawia, że jedni mogą zagrać dany utwór a drudzy nie?

J.Ś.: Oczywiście, każdy ma swoje własne, genetycznie zakodowane predyspozycje fizjologiczne. Chodzi jednak o to, by wykorzystać w pełni te, które mamy w sobie. Możemy pokonać ograniczenia, które nie pozwalają wykorzystać naszego potencjału. Kiedy sama przeszłam przez to, stwierdziłam, że to najważniejsza rzecz, która mi się przydarzyła w zawodowym życiu. Zaczęłam szukać i kształcić się w tym kierunku.

Kto szuka waszej pomocy?

M.S.: Niedawno był wiolonczelista z mrowieniem w rękach, albo waltornista z ramieniem obolałym od pozycji przy graniu. Są pianiści z bólami głowy, są tacy z bólami w odcinku lędźwiowym kręgosłupa. To, co dzieje się z muzykami, zwykle jest rezultatem wieloletniej pracy w ustalonej pozycji. Ponieważ mamy w mózgu utrwalone wyobrażenie tego, jak powstaje ruch, trudno to potem samemu zmienić i kontrolować.

Kiedy już pojawia się ból, czy nie jest za późno na naprawę?

M.S.: Ból to tylko sygnał alarmowy, ciało podpowiada nam, że coś jest nie tak. Trzeba ustalić, gdzie leży przyczyna i jak wrócić do stanu równowagi w ciele. Ten balans to wypadkowa kilku aspektów: fizycznego, emocjonalnego, chemicznego. Takie czynniki jak to, co jemy, czego nie jemy, co robimy z naszymi ciałami – wszystko to ma wpływ na nas. To, co myślimy, też jest niezwykle istotne.

W jakim stopniu wasza praca opiera się na medycynie, a na ile łączy się z innymi dziedzinami?

M. S.: Chiropraktyka ma ujednolicony system edukacyjny na całym świecie. W Danii czy Szwajcarii pierwsze trzy lata studiów są wspólne dla studentów medycyny i chiropraktyki. Dlatego na całym świecie wielu chiropraktyków ściśle współpracuje z lekarzami i fizjoterapeutami. Wielka część naszej edukacji to neurologia. Biorąc pod uwagę najnowsze dokonania neuro-nauki, zdajemy sobie sprawę, że ciało i umysł są nierozerwalne. Choć oczywiście nie jesteśmy psychologami.

J.Ś.: Ale współpracujemy z nimi, bo czasem problem nie leży w muzyce. Mogę szkolić kogoś, jak należy ćwiczyć w ramach treningu prozdrowotnego. Przygotowuję też muzyków do występów na konkursach, gdzie praca mentalna jest ważna w takim samym stopniu, jak praca z ciałem. Ale czasem okazuje się, że problem leży głębiej. Ważne są przekonania o nas samych, które są kształtowane we wczesnym dzieciństwie. Zdarza się więc tak, że podczas naszych treningów odkrywamy, że warto pójść po pomoc psychologa, żeby na głębszym poziomie rozegrać ze sobą pewne rzeczy. U podstawy niektórych dolegliwości dorosłych muzyków może leżeć powiązanie, utworzone często w dzieciństwie, że granie to „mordercza ciężka praca”, która zwyczajnie boli.

Cierpiętnictwo.

J.Ś: Jeżeli zauważam takie sytuacje, to zaczynamy się zastanawiać, kiedy to się zaczęło, a zaczyna się często bardzo wcześnie. Sytuacje są różne, ale system kształcenia muzycznego nastawiony na efekt, nie na proces, dla ciała niesie duże ryzyko.

Czyli odpowiednie podejście może sprawić, że granie nie będzie oznaczało bólu?

J.Ś.: Absolutnie tak. Co więcej, jeśli chcemy się uczyć szybciej, lepiej, następuje to sprawniej, jeśli nauka jest powiązana z przyjemnością. Chodzi o komunikat „granie jest przyjemne” i nagradzanie się za wykonaną pracę, zamiast czekania na nagrody z zewnątrz.

M.S.: Mam pacjentkę, która jest plastykiem, gra też na harfie. Powiedziała mi, że spotkanie ze mną było jak nastrojenie instrumentu. Myślę że to stwierdzenie dobrze określa istotę tego, czym się zajmuję. Z „dobrze nastrojonym” ciałem możemy grać bez bólu.

Czy z waszej pomocy mogą też korzystać osoby, które nie są muzykami?

M.S.: Tak, muzycy to połowa moich pacjentów, 25% to inni artyści, pozostałe 25% to osoby wykonujące odmienne zawody. Jestem chiropraktykiem, specjalizującym się w pracy z muzykami. Pomaganie muzykom jest dla mnie najważniejsze.

J.Ś.: Ja od dziecka żyję w świecie muzycznym, to mój świat. Zdarza mi się pracować z teoretykami czy muzykologami, którzy spędzają dużo czasu przed komputerem, to też praca w ustalonej pozycji, jest tu sporo podobieństw. Praca z muzykami to mój świadomy wybór.

***

Jeszcze do jutra (15.11.2019) trwa nabór do organizowanego przez Instytut Muzyki i Tańca Programu Reorientacji Zawodowej Muzyków na sezon 2019/2020.

rogram Reorientacji Zawodowej Muzyków adresowany jest do profesjonalnych muzyków, obywateli polskich i rezydentów, którzy z powodów zdrowotnych, lub innych życiowych przeszkód nie mogą uprawiać zawodu artysty, a nie uzyskali jeszcze prawa do emerytury lub renty.

Celem programu jest umożliwienie uczestnikom rozpoczęcia (również samodzielnej) nowej działalności zarobkowej do czasu nabycia prawa do emerytury lub renty. Preferowane będzie podejmowanie aktywności zawodowej związanej z branżą muzyczną.

W pierwszej edycji Programu, przypadającej na 2019/2020 rok, osoby zainteresowane reorientacją zawodową mogą skorzystać z następujących form wsparcia: 

I. Bezpłatny kurs konserwacji/strojenia fortepianów; 

II. Bezpłatny kurs komputerowego pisania nut;

III. Bezpłatny kurs animatora życia muzycznego;

IV. Stypendium na realizację indywidualnego projektu przekwalifikowania zawodowego.

Termin nadsyłania zgłoszeń do udziału w kursach (Programy: I, II, III)  w 2019 r. upływa w dniu 15 listopada 2019 roku. Zgłoszenia nadesłane po terminie będą uwzględniane w miarę wolnych miejsc.

Wnioski o stypendia na realizację indywidualnych projektów przekwalifikowania zawodowego (Program IV) przyjmowane będą do 30 listopada 2019 r. , a w 2020 roku – do 28 lutego, do 31 maja oraz do 30 września – do wyczerpania środków.

Wzory formularzy aplikacyjnych są do pobrania są na stronie IMiT: www.imit.org.pl

 

Wszystkie treści na PrestoPortal.pl czytasz za darmo. Jesteśmy niezależnym, rzetelnym, polskim medium. Jeśli chcesz, abyśmy takim pozostali, wspieraj nas - zostań stałym czytelnikiem kwartalnika Presto. Szczegóły TUTAJ.

Jeśli jesteś organizatorem życia muzycznego, artystycznego w Polsce, wydawcą płyt, przedstawicielem instytucji kultury albo po prostu odpowiedzialnym społecznie przedsiębiorcą - wspieraj Presto reklamując się na naszych łamach.

Więcej informacji:

Teresa Wysocka , teresa.wysocka [at] prestoportal.pl

Drogi użytkowniku, zaloguj się aby móc komentować nasze treści.