Intymna opowieść o Królu Arturze
Z Paryża dla Presto on-line dr Jacek Kornak:
Ostatnio Paryska Opera Bastille wystawiła operę Ernesta Chaussona “Le roi Arthus”. Poza granicami Francji Chausson jest mało znany, a jego opera “Król Artur” rzadko pojawia się nawet na deskach francuskich teatrów operowych. Chausson pracował nad nią blisko dziesięć lat.
Dzieło zostało ukończone w 1895 roku, jednak Chausson nigdy nie doczekał się jego wystawienia. Dopiero kilka lat po śmierci kompozytora opera ta miała swoją premierę w 1903 w teatrze La Monnaie w Brukseli. Jednak dopiero od 1996 opera ta przeżywa swój renesans i jest z sukcesem wystawiana na deskach francuskich, belgijskich oraz niemieckich teatrów operowych. W maju 2015 roku po raz pierwszy “Le roi Arthus” pojawił się na deskach Opery Paryskiej. Opera ta jest często porównywana do “Tristana i Izoldy” Ryszarda Wagnera. Z pewnością pewien wagnerowski idiom muzyczny jest tutaj obecny, również sama historia jest dość podobna do “Tristana i Izoldy”, ale Chausson wypracował w tym dziele indywidualny styl, który nie wymaga porównań. Jego muzyka jest wspaniale zorkiestrowana i pełna ciekawych motywów melodycznych. Chausson przedstawia całe spektrum bogactwa, jakie opera osiągnęła pod koniec romantyzmu. Potężna orkiestracja przeplata się tutaj z lirycznymi ariami oraz tanecznymi melodiami, a samo libretto, również napisane przez Chaussona, porusza prostotą i pewną naiwnością.
Alagna gwiazdą „Króla Artura”
Reżyserii “Le roi Arthus” w Opera Bastille podjął się Brytyjczyk Graham Vick, natomiast od strony muzycznej przedstawienie to przygotował szef Opery Paryskiej Philippe Jordan. W roli tytułowej usłyszeliśmy Thomasa Hampsona. Jako Ginevra wystąpiła Sophie Koch, natomiast w rolę Lancelota wcielił się Roberto Alagna. Przyznam, że to właśnie ta obsada sprawiła, że postanowiłem wybrać się do Paryża na tę zapomnianą operę. Alagna, Koch i Hampson należą obecnie do światowej czołówki śpiewaków operowych i zapewne każda opera z ich udziałem będzie wydarzeniem muzycznym. Jednak “Le roi Arthus” zaskoczył mnie potężną dramaturgią muzyczną oraz subtelnym liryzmem. Bezsprzecznie gwiazdą tego przedstawienia był Roberto Alagna. Rolę Lancelota śpiewał naturalnie, czarując publiczność liryczną barwą swojego głosu. Potrafił on rewelacyjnie oddać głosem postać Lancelota, kochanka pełnego pasji i zagubionego poddanego Króla Artura.
Liczy się głos i aktorstwo
Artur Hampsona to postać pełna autorytetu, ale też mająca odcień melancholii. Hampson bardzo głęboko wokalnie oraz aktorsko wszedł w meandry psychiki swojej postaci. Jego Artur to postać niejednoznaczna. Hampson posiada dość ciepły głos barytonowy o nieco lirycznym odcieniu. Przedstawił on w poruszający sposób Artura, który przegrywa na płaszczyźnie osobistej oraz zawodowej. To bardzo wymagająca rola i miałem wrażenie, że pod koniec przedstawienia głos Hampsona nieco słabł. Sophie Koch nie ma bardzo silnego głosu, z pewnością nie jest to śpiewaczka wagnerowska, a rola Ginewry jest dramatycznie bardzo wyrazista. Jednak Koch poradziła sobie z nią dość dobrze. Wprawdzie momentami zabrakło mi w jej interpretacji nieco mocy, ale była to wokalnie spójna kreacja. Przede wszystkim Koch ma piękny głos i nieskazitelną technikę, a do tego – sceniczną swobodę, otrzymaliśmy postać Ginewry jako frywolnej, być może nie do końca dojrzałej kobiety. Partie solowe nie przysłoniły wysiłków orkiestry. Philippe Jordan dyrygował mocno i wyraziście. Pod jego batutą muzyka Chausson była połączeniem wagnerowskiej mocy i francuskiej elegancji.
Wszystko niedopowiedziane
Graham Vick przedstawił “Le roi Arthus” jako intymny dramat o rozpadzie związku. Subtelnie i dość symbolicznie ukazał, jak z pozoru niewinny romans staje się czymś niezwykle toksycznym, nad którym ludzie tracą kontrolę, i który ostatecznie niszczy związek. W tej produkcji wszystko jest niedopowiedziane. Widzimy jak ludzie budują swój związek i jak później on się rozpada. Dla Vicka nie są tutaj ważne przyczyny, ale sam proces rozpadu małżeństwa. Na przykład drugi akt otwiera scena z płonącą sofą. Sofa, na której kiedyś siadywali młodzi małżonkowie, obecnie jest pusta i płonie. To bardzo poruszająca scena. W kolejnej scenie ich dom przemienia się w ruinę. Vick pokazuje w prosty, a jednak ujmujący sposób, jak bolesny i niszczący jest rozpad związku. Jego produkcja skupia się również na roli fikcji i fantazji we współczesnym życiu. W wielu scenach obecne są na scenie książki. Vick sugeruje, że często podświadomie powtarzamy w życiu pewne schematy z mitologii lub literatury. Te schematy wyznaczają pewien horyzont rozumienia samych siebie oraz funkcjonowania w społeczeństwie i aż do momentu samozniszczenia reprodukujemy wzorce, wokół których wyrośliśmy.
Z Paryża dla Presto dr Jacek Kornak