Gdzie diabeł nie może, tam babę pośle!
Na wtorkowym koncercie w ramach festiwalu Tansmana w Łodzi wystąpił zespół złożony wyłącznie z kobiet. Mamy powody przypuszczać, że nie był to przypadek.
Grupie instrumentalistek z Żeńskiej Orkiestry Kameralnej „La Pietà” przewodziła skrzypaczka Angèle Dubeau, której muzyczna ciekawość nie zna granic. Dowodzi tego 37 nagranych przez nią albumów, na których znaleźć można zarówno utwory klasyczne, jak i ścieżki dźwiękowe do gier komputerowych. Dubeau wystąpiła nie tylko jako liderka zespołu, ale również jako konferansjerka. W obu rolach czuła się równie pewnie. Sympatię słuchaczy zdobyła już na samym początku - łamaną polszczyzną zapewniając o swym uznaniu dla polskiej muzyki i kuchni, po czym dodała, że właśnie tych kilka zdań było dla niej najbardziej stresującym punktem niezwykle różnorodnego i wymagającego programu. Muzycznym ukłonem ze strony Dubeau i jej zespołu w stronę polskiej publiczności było z kolei wykonanie utworu Aleksandra Tansmana „Tombeau de Chopin”.
Główną część koncertu stanowiły jednak utwory przedstawicieli nurty minimal music. Już pierwsze takty muzyki Philipa Glassa sprawiły, że czas zaczął płynąć inaczej. Zamiast toczyć się swym zwykłym liniowym torem, zaczyna żyć każdą pojedynczą chwilą zaklętą w krótki, powtarzający się po wielokroć muzyczny motyw. Tym razem usłyszeliśmy głównie muzykę filmową tego kompozytora: fragmenty ścieżki dźwiękowej do „Pięknej i Bestii” Jeana Cocteau i „Godzin” Stephena Daldry’ego. Jak silny wpływ muzyka Glassa wywarła na młodsze pokolenia, mogliśmy się przekonać, słuchając kompozycji Johnny’ego Greenwooda – kompozytora i gitarzysty grupy Radiohead. Mówi się, że diabeł tkwi w szczegółach. Minimal music w wydaniu Glassa i Greenwooda opiera się właśnie na drobnych zmianach, rytmicznych przesunięciach, melodycznych modyfikacjach, które decydują o niezwykłym charakterze ich kompozycji.
Są jednak dzieła, do których diabelska jurysdykcja już nie sięga. Należy do nich z pewnością „Summa” Arvo Pärta stanowiąca muzyczne wyznanie kompozytora: „Credo in unum Deum” – „Wierzę w jednego Boga”. Właśnie wykonanie tego utworu stało się inspiracją dla tytułu naszej relacji. Instrumentalistki całkiem dobrze odnalazły się bowiem w niebiańskich rejestrach – tam, gdzie żadna diabelska siła nie ma dostępu. A jednak, nie próbowały nawet wyglądać niewinnie. Klasycznie czarne stroje przyozdobiły bowiem jaskrawoczerwonymi elementami. W swojej grze nie uniknęły przy tym wyraźnych niekiedy nieczystości, swe winy odkupując drapieżnością – z pazurem zagrane suita z „Carmen” Georgesa Bizeta i „Rapsodia rumuńska nr 1” George’a Enescu trafiły do gustów zgromadzonej w sali Filharmonii Łódzkiej publiczności.
Karolina Anna Kolinek i Paweł Wiktor Siechowicz