Festiwal Łańcuch: Gdy multimedia pozbawiają nas radości z muzyki…

25.06.2021

Festiwal Łańcuch wciąż zaskakuje. Śmiało przypomina twórców nieszablonowych różnych dekad, jednocześnie brawurowo sięgając po nowe technologie i środki wyrazu. I to ostatnie, jak to bywa z eksperymentami, w sposób dość dyskusyjny.

 

Przykładem tej tendencji może być koncert, który odbył się w czwartek 17 czerwca w Sali Redutowej Warszawskiego Teatru Wielkiego – Opery Narodowej. Na otwarcie usłyszeliśmy nastrojową miniaturę „Tune for Martin Nordwall” na trąbkę solo Witolda Lutosławskiego. W wykonaniu młodego amerykańskiego trębacza Cyrusa Allyara zabrzmiała przepięknie – zagrana głębokim dźwiękiem, szeroką frazą, z niuansami. Co ciekawe, utwór został napisany 1984 r. dla syna szwedzkiego muzykologa Ovego Nordwalla, autora książki o Lutosławskim – podobne muzyczne dedykacje poczynili w podobnym czasie m.in. Berio oraz Ligeti.

Jednak to był jedynie maleńki akcent wpisujący się w tradycję i związany z patronem festiwalu, bo główną atrakcję stanowiło wykonanie zgrabnie napisanej i niepozbawionej polotu „Historii żołnierza. Rzeczy granej, czytanej i tańczonej w dwóch częściach”, utworu z 1918 r. autorstwa Igora Strawińskiego i Charles'a Ferdinanda Ramuza. Całość została oparta na opowieści „Żołnierz i diabeł” i „Jak żołnierz ocalił królewnę” ze zbioru „Baśnie ludowe rosyjskie Aleksandra Afanasjewa” (1859). Dzieło po raz pierwszy wystawiono w roku jego powstania w Lozannie, w Polsce zaś zostało zaprezentowane 10 lat później w stołecznej filharmonii, w tłumaczeniu Juliana Tuwima i pod batutą Grzegorza Fitelberga. „Opowiastki o żołnierzu, zebrane przez Afanasjewa, odnoszą się do czasu wojen rosyjsko-tureckich i życia rekrutów pochodzących z ludu”, jak wyjaśnił w „Kronikach mego życia” kompozytor. – „Historie te przekazują chrześcijańską wizję świata, a ów Diabeł, którego się w nich spotyka pod rozmaitymi przebraniami, to nikt inny, jak »diabolus« myśli chrześcijańskiej”.

 

Baśń opowiada o żołnierzu, który raz wszedłszy w konszachty z diabłem, już nigdy nie może się odeń uwolnić; w opowieści istotną rolę odgrywają skrzypce, co, oczywiście, odzwierciedla warstwa muzyczna. W muzyce odnajdziemy zresztą szereg różnych inspiracji – mimo skromnej obsady (poza skrzypcami jeszcze: fagot, kontrabas, klarnet, fagot, kornet, puzon i perkusja), jest tu i szczypta ragtime'u, niemiecko-protestancki chorał ślubny, hiszpańskie paso doble, marsze, inspiracje jazzem… Strawiński jednakże połączył to wszystko po mistrzowsku, oferując słuchaczowi kompozycję „lekkostrawną”, lecz i perfekcyjną warsztatowo, dowcipną i porywającą zarazem.

Porywająco została także wykonana na tegorocznym „Łańcuchu” przez Chain Ensemble. Muzykom na scenie towarzyszyła trójka świetnie dopasowanych głosowo aktorów: Weronika Łukaszewska w roli Narratora i Królewny, Igor Kowalunas jako Żołnierz i Maksymilian Michasiów kapitalnie odgrywający rolę diabła. Tak naprawdę chciało się zamknąć oczy i tylko słuchać, chłonąć słowa i muzykę, która bardzo dobrze zarówno uzupełniała dialogi oraz ilustrowała poszczególne sekwencje, jak i momentami przejmowała ciężar zasadniczej narracji. Niestety w odbiorze bardzo przeszkadzały komercyjne animacje, w moim odczuciu zupełnie na siłę dołączone do całej tej historii. Nie pasowały stylistyką ani do klimatu oryginalnej baśni, ani do muzyki Strawińskiego, ani nawet do strojów muzyków i aktorów na scenie, jakby każdy z elementów prezentacji był tu „z innej parafii”, czego nie dało się oddzielić z uwagi na specyfikę sceny w Sali Redutowej (ekran częściowo zasłaniany przez muzyków, a oglądany z widowni znajdującej się na jednym poziomie w każdym rzędzie). Co prawda można zrozumieć ambicje twórców i organizatorów – Strawiński równie śmiało sięgał po nowe inspiracje, zderzając je z tym, co w sztuce ówczesnemu słuchaczowi było dobrze znane. Do tego obecnie dominuje tendencja do upraszczania i uwspółcześniania starszych przekazów, a brak nowych technologii podczas koncertów niekiedy skutkuje zarzuceniem organizatorom niechęci do pójścia z duchem czasu. W tym wypadku jednak utraciliśmy coś dużo ważniejszego – czystość i atuty tłumaczenia Tuwima (który z całą pewnością nie wsadziłby usta Żołnierza co najmniej kilku prostackich, w tym kontekście już zbyt współczesnych, slangowych zwrotów), unikatowy charakter rosyjskiej baśni, magię kompletnej kompozycji i spójność libretta. Właściwie gdyby nie (swoją drogą znakomicie przygotowana) książeczka, można by się całkowicie pogubić w fabule. Zwłaszcza że wspomniana animacja skutecznie odwracała uwagę słuchaczy od muzyki i kwestii aktorskich. Notabene to bardzo ciekawe – dawniej na koncertach często brakowało elementów multimedialnych, tu tymczasem mieliśmy do czynienia z klasycznym „przeładowaniem” formy i przebodźcowaniem widza. Animacje nie były ani artystyczne, ani symboliczne w odniesieniu do akcji, a chwilami już zupełnie rozmijały się z treścią opowieści, wprowadzając chaos. Nie były też zbytnio dopracowane, jakby zabrakło środków na ukończenie grafiki, a przecież jeśli w ogóle miały czerpać z narzędzi, za pomocą których realizowane są gry komputerowe, to przecież nie na mniej niż zadowalającym poziomie.

Koniec końców ta „Historia żołnierza…” mnie wzburzyła (cóż, przynajmniej nie pozostawiła obojętną…), poczułam, że doświadczyłam silnego eklektyzmu na skutek niezbyt przemyślanej reżyserii, mimo że Agata Koszulińska to artystka, której dokonania budzą podziw i której karierę bez wątpienia warto śledzić. I, choć nie sądziłam, że kiedyś to powiem, biorąc pod uwagę, że od lat zajmuje się interdyscyplinarnoscią sztuk, trzeba przyznać, że nietrafiona koncepcja wizualna potrafi skutecznie zepsuć odbiór muzyki. Mimo najlepszego wykonania. I mimo że teoretycznie dobrej muzyki nie da się zepsuć. Wierzę jednak, że pewne wydarzenia to poligon doświadczalny dla obiecujących młodych twórców i przyszłość będzie już tylko lepsza, z ciekawością zatem czekam na kolejny festiwal „Łańcuch”.

 

(MB, BLB)

 

 

Wszystkie treści na PrestoPortal.pl czytasz za darmo. Jesteśmy niezależnym, rzetelnym, polskim medium. Jeśli chcesz, abyśmy takim pozostali, wspieraj nas - zostań stałym czytelnikiem kwartalnika Presto. Szczegóły TUTAJ.

Jeśli jesteś organizatorem życia muzycznego, artystycznego w Polsce, wydawcą płyt, przedstawicielem instytucji kultury albo po prostu odpowiedzialnym społecznie przedsiębiorcą - wspieraj Presto reklamując się na naszych łamach.

Więcej informacji:

Teresa Wysocka , teresa.wysocka [at] prestoportal.pl +48 579 667 678

Drogi użytkowniku, zaloguj się aby móc komentować nasze treści.