Fortepian według Domanowskiego
O dobrze napisanych książkach mówi się, że czyta się je jednym tchem. Nie wiem, czy powinno się tak mówić o muzyce, ale w przypadku albumu „Piano” Tadeusza Domanowskiego korci mnie, żeby tak właśnie postąpić.
Album, którym pianista inauguruje współpracę z wytwórnią EMI, poświęcony jest w większości aranżacjom Vladimira Horowitza. Domanowski postawił przed sobą zadanie wymagające nie tylko świetnie opanowanego warsztatu, ale też niepospolitej cierpliwości. Swoich aranżacji Horowitz bowiem nie publikował – znamy je jedynie z jego nagrań, więc odtworzenie ich wymagało w zasadzie napisania utworu od nowa.
Reprertuar zawarty na płycie jest zróżnicowany i prowadzi nas przez ulubione utwory amerykańskiego wirtuoza - od Domenica Scarlattiego do Sergiusza Prokofiewa. Na płycie znalazły się następujące utwory: „Wariacje na temat Carmen” Horowitza, „Wariacje na temat marsza Mendelssohna” Franza Liszta, trzy sonaty Scarlattiego (E-dur, L.23, A-dur, L.483, E-dur, L.430), Toccata C-dur op. 7 Roberta Schumanna, Gawot i Walc z „Cinderelli” Prokofiewa oraz 15. Rapsodia węgierska, „Sonet Petrarki” i „Dolina Obermanna” Liszta. Już pierwsze takty „Wariacji na temat Camen” zapowiadają, że mamy do czynienia z pianistyką najwyższych lotów. Gra jest bardzo energiczna, pełna animuszu, a ostre staccato Domanowskiego znakomicie pasuje do charakteru muzyki. Zupełnie odmienne w charakterze są sonaty Scarlattiego – eleganckie i delikatne. Wykonania również tutaj pasują do muzyki, pokazując, że polski pianista posiada nie tylko znakomitą technikę, ale że jest artystą wszechstronnym i bardzo muzykalnym.
Toccata Schumanna jest liryczna w nastroju, ale koronkowy charakter utworu w tym wypadku zwodzi słuchacza – to utwór szatańsko trudny. Dla Domanowskiego – nie za trudny. Rapsodia Liszta („Marsz Rakoczego”) to powrót do efektownej pianistyki. Marsz jest zagrany zadziornie i z dużą energią, a Horowitz dodał od siebie jeszcze parę przebiegów, które czynią go bardziej urozmaiconym. Zupełnie odmienny jest „Sonet Petrarki” i „Dolina Obermanna” - tutaj blask ustępuje miejsca nastrojowości. Po raz kolejny Domanowski udowadnia, że dobrze czuje się również i w takiej estetyce. Wykonania są powolne, delikatne i bardzo subtelne. Jeszcze inny świat czeka słuchacza w dwóch fragmentach „Cinderelli” - dowcip balansuje tu na granicy złośliwej drwiny. Dodać do tego trzeba ostrą, agresywną rytmikę, a świat rosyjskiego kompozytora staje przed nami otworem. Albumu dopełnia skomponowana przez Liszta, a przerobiona przez Horowitza aranżacja „Marsza weselnego” Mendelssohna. Przyznać trzeba, że to mocny i dopełniający świetnego wrażenia akcent, jakie robi cała płyta.
Wybór utworów może być nieco mylący – Domanowskiemu nie chodzi tylko o samą wirtuozerię. Pokazuje, że emocje i barwa również mają dla niego ogromne znaczenie, a wszystkie fajerwerki wydarzają się jakby przy okazji, w żadnym razie nie przysłaniając treści. Pozostaje słuchać płyty i cierpliwie czekać na kolejną. Mogę (chyba) tylko zdradzić, że jest już nagrana...
Oskar Łapeta