Don Giovanni czyli labirynt podświadomości
Pierwszą premierą w tym roku w Royal Opera House w Londynie jest Don Giovanni w roli tytułowej z naszym wielkim śpiewakiem Mariuszem Kwietniem. Przedstawienie to wyreżyserował Kasper Holten, natomiast za pulpitem dyrygenckim stanął Nicola Luisotti.
Mariusz Kwiecień ma już taką renomę w świecie opery, że z łatwością przyciągnął on tłumy do Covent Garden tak, iż wszystkie bilety rozeszły się ze sporym wyprzedzeniem. Jego Don Giovanni był zagadkową postacią czasem budzącą sympatię, a czasem wstręt. Kwiecień rewelacyjnie operował głosem, wydobywając ze swojej partii efektowne dramatyczne elementy, ale także czarując swoim lirycznym legato. Rola ta to popisowy numer Kwietnia i czuło się to przez całe przedstawienie. Kwiecień nie śpiewał Don Giovanniego, ale nim był.
Reszta obsady była przyzwoita. Alex Esposito jako Leporello miał sceniczną charyzmę, która przyciągała uwagę widowni. Bardzo teatralnie operuje on głosem, a sama jego postać nasuwa skojarzenia z komediowymi postaciami w stylu Charlie Chaplina. Jako Donnę Annę usłyszeliśmy Malin Byström. Ta Szwedzka śpiewaczka posiada piękny koloraturowy głos oraz świetną technikę, ale zabrakło I w jej śpiewie pewnej naturalności. Również mimo urzekającego głosu Véronique Gens jako Donna Elvira nie była scenicznie przekonująca. Natmiast jako Zerlina urzekła mnie Brytyjska śpiewaczka Elizabeth Watts, która nie tylko śpiewała lekko w duchu Mozarta, ale także potrafiła oddać oddać w swoim śpiewie cały potencjał dramaturgiczny tej roli bawiąc publiczność komicznymi ariami.
Luisotti dyrygował tą operą nieco w Amerykańskim stylu. Orkiestra pod jego batutą miała dość zwarte brzmienie. Luisotti dość dobrze balansował dramatyzm opery z naturalną lekkością muzyki Mozarta.
Don Giovanni to opera zagadka, opera, która jest pewnego rodzaju metaforą. Historia kochanka, który uwodzi tysiące kobiet, które nie są w stanie mu się oprzeć ma w sobie nie wiele z realizmu. Taka opera daje duże pole do wykazania się reżyserowi. Holten to doświadczony reżyser operowy i nawet nie próbował podejść do Don Giovanniego w sposób realistyczny, ale mam wrażenie poszedł nieco zbyt daleko w drugą stronę. Jego produkcja osadzona jest w sześcianie, który porusza się odkrywając fragmenty swojego wewnętrznego labiryntu. Holten od początku sugeruje, że jego Don Giovanni to hiperbola. Zatem odkrywamy, że sześcian to swoista figura naszej podświadomości, zaś Don Giovanni to pewien element autodestrukcyjny w nas samych lub pewne wyparte pożądanie, może zgubna fantazja. Interpretacje można by mnożyć.. Holten operuje tutaj również efektem obcości inspirowanym Bertoldem Brechtem. Zapewne dlatego każe śpiewakom być dość sztywnymi na scenie, a na koniec sugeruje, że Don Giovanni to my. Przy okazji dodam jeszcze, że piękne kostiumy do tego przedstawienia zaprojektowała Anja Vang Kragh. Myślę, że ta inscenizacja jest sensowna, ale nie do końca mi przypadła do gustu Myślę, że przy tych wszystkich głębokich pomysłach zabrakło nieco lepszego ruchu scenicznego, częstszych zmian na scenie, oraz lepszego operowania światłami, gdyż momentami patrząc na scenę miałem uczucie pewnego znużenia, choć boska muzyka Mozarta oraz świetni śpiewacy sprawili, że opery tej się słuchało z zapartym tchem.
Z Londynu dla Presto Jacek Kornak