Dlaczego ta trąbka tak płacze...
- Czemu płaczesz, kochanie? Co się stało? - spytała mama.
- Bo ta trąbka tak płacze.... - odpowiedziałam, wycierając nos rękawem sweterka.
Miałam niespełna 9 lat. Byliśmy na imieninach u wujka - architekta. Jak na lata 80. XX wieku miał oryginalnie urządzone mieszkanie: żaluzje w oknach, granatowe zasłony, czarną glazurę w łazience, w kuchni niespotykany srebrny ekspres do kawy. A salonie gramofon i kolumny wysokie na półtora metra, z których patrzyły na mnie cztery wielkie oczy. Patrzyły i drgały, gdy wydobywała się z nich muzyka. A muzyka to była inna niż ta, do której byłam przyzwyczajona. Wujek ów bowiem kochał jazz. Nie dixieland, nie boogie-woogie czy bebop ale jazz współczesny. Nie rozumiałam tej muzyki, była co najmniej dziwna, ale ta trąbka, której wtedy słuchałam tak płakała, że i ja razem z nią łączyłam się w bólu.
Ponad dekadę później, zamiast się uczyć słuchałam nocami namiętanie radiowej TRÓJKI. Któregoś wieczoru usłyszałam tę płączącą trąbkę ponownie w audycji "Trzy kwadranse jazzu". Ten sam utwór, ta sama trąbka, ten sam ból.... Otworzyłam okno i zapaliłam papierosa. Zapadłam się w Adagio z Concierto de Aranjuez Joaquína Rodrigo w wykonaniu Milesa Davisa. To nie dym papierosowy ani zimny powiew nocnego powietrza wyciskał łzy. To Miles i jego trąbka. Być może wśród całego dorobku Milesa są utwory bardziej godne uwgi niż to Adagio. Dziś oczywiście mogę to nawet stwierdzić z całą pewnością. Ale to właśnie ten utwór odbił się szerokim echem w sercu i psychice dziewięcioletniej dziewczynki. Wydobył z niej coś, czego nie znała i nie rozumiała.
Tydzień temu czytałam najnowszą ilustrowaną biografię Milesa Davisa. Po tej lekturze bardziej rozumiem, dlaczego ta trąbka tak płacze...
Joanna Cieśniewska - wokalistka
***
Jeśli chcesz się z nami podzielić swoją muzyczną opowieścią, napisz na adres: [email protected]