Diana Damrau: modliłam się, by mieć do tego talent!
WŁADYSŁAW ROKICIŃSKI: Rola Królowej Nocy uchodzi za najbardziej wymagającą w twórczości Mozarta. Rozmawiam z artystką, która wykonuje ją najlepiej na świecie.
Diana Damrau, niemiecka śpiewaczka – dramatyczny sopran koloraturowy – jest fenomenem. Znakomita technika wokalna pozwala jej występować w najbardziej złożonych i trudnych operowych rolach. 24 maja, w krakowskim ICE – Centrum Kongresowo-Rozrywkowym – artystka zaśpiewa arie i duety (te z towarzyszeniem Nicolasa Testé, prywatnie – męża – z oper Meyerbeera, Verdiego, Ponchielli i innych największych kompozytorów XIX wieku. Towarzyszyć im będzie orkiestra Prague Philharmonia pod batutą swojego dyrektora muzycznego i pierwszego dyrygenta, Emmanuela Villaume.
Władysław Rokiciński: Aktualny numer Presto, polskiego magazynu muzycznego, jest o muzyce i technologii. I oto mamy tak: ja, polski dziennikarz w Warszawie i Pani, Diana Damrau, gdzieś w świecie. Czy to nie dziwne? A nawet więcej: czy wywiady są w ogóle potrzebne w czasach, kiedy Pani może bez trudu komunikować się ze swoimi fanami poprzez Facebooka, Instagram, Twitter itd.?
Diana Damrau: Muszę powiedzieć, że jestem bardzo przywiązana do tradycji i „starych” metod. Wciąż wolę trzymać płytę CD w dłoniach, niż ściągać muzykę z Internetu. To samo uwielbiam w przypadku czasopism drukowanych. Także odnośnie treści prawdziwie profesjonalnego wywiadu, jest on, moim zdaniem, wciąż właściwą platformą. Co do Facebooka, Instagramu i Twittera, to myślę, że są one właściwe dla krótkich i bardziej powierzchownych wiadomości, gdzie można umieścić wpis z linkiem, że – gdzieś indziej – znajduje się ważny wywiad.
Dorastała Pani w czasach, kiedy Internetu jeszcze nie było, kiedy informacje pochodziły głównie z drukowanych gazet i magazynów, kiedy muzyki słuchano z winyli, taśm, kaset, a płyty CD właśnie wtedy zaczęły się pojawiać. Jak to jest, Pani zdaniem, z rewolucją technologiczną, czy ona pomaga muzyce, czy przeciwnie?
Jestem szczęśliwa i wdzięczna, że mamy taki postęp. Jednym kliknięciem na YouTube, na przykład, można znaleźć się w raju pełnym nagrań i informacji, skarbów przeszłości, jak również najnowszej produkcji, bez chwili oczekiwania… Jest tyle dostępnych rzeczy do odkrywania i zobaczenia. Z drugiej strony, to w zasadzie nie pomaga przemysłowi muzycznemu i artystom, którzy muszą zabezpieczać się przed wykorzystywaniem.
Dzięki temu wszystkiemu łatwiej jest być divą operową w XXI wieku, niż, powiedzmy, sto lat temu?
Mamy teraz o tyle więcej możliwości, by szkolić nasze uszy i nasz gust. Z nagrań można tak dużo się nauczyć! Ale nie tylko nasze uszy się uczą, także widownia – w tym sensie – jest o wiele bardziej wyedukowana. Jest to więc wielki postęp, ale także oczekiwania są dużo wyższe. A jedno nigdy się nie zmienia: nadal trzeba się uczyć, jak śpiewać i jak występować.
W jaki sposób, Pani zdaniem, opera może bronić się w czasach, kiedy sztuki multimedialne, jak kino, przekraczają wszystkie granice ludzkiej wyobraźni? A może ludzie są już zmęczeni tym całym WOW i tradycyjne formy mogą liczyć na wielki powrót?
Myślę, że doświadczenie słuchania i odczuwania własnym ciałem, co może zrobić wyszkolony ludzki głos, bez technicznego wsparcia np. mikrofonów, jest jednym z największych… A to jest opera i śpiew klasyczny. Zadziwiające jest, co potrafi ludzkie ciało! I jakie skarby piękna oraz historii zostały stworzone przez naszych kompozytorów. Także słuchanie i patrzenie na orkiestrę NA ŻYWO jest czymś wyjątkowym. Wykonanie NA ŻYWO nigdy nie zaginie i nie straci swojego WOW.
Czy Pani się zgodzi, że tylko muzyka współczesna, która jest komponowana teraz, może być zwierciadłem ludzi, którzy teraz żyją? Czego możemy nauczyć się my – bohaterowie czasu, jeśli wolno mi pożyczyć to określenie z tytułu popularnej piosenki – od Mozarta, Meyerbeera, Verdiego i innych sławnych kompozytorów z przeszłości?
Zupełnie się z tym nie zgadzam. OPERA jest i była zwierciadłem ludzkich uczuć i tego, co czyni nas ludźmi. A kompozytorzy opowiadają historie, by obudzić ludzkie postrzeganie rzeczy – od problemów osobistych do politycznych, czy społecznych. Ona jest zarówno odwieczna, jak aktualna.
Na YouTube.pl filmy z Panią jako Królową Nocy zanotowały rekordową ilość wyświetleń. Inne – wyraźnie mniej. Powszechnie mówi się, że jest Pani najlepszą Królową Nocy obecnego stulecia. Nie jest Pani odrobinę zmęczona taką „marką”?
Absolutnie nie! Jestem bardzo szczęśliwa! Dla mnie Królowa Nocy to operowa postać-marka, biorąc pod uwagę jej unikalną kompozycję na ekstremalnie wysoki głos, ale także dramatyczną siłę i magię, którą ta kobieta posiada. Myślę, że to czyni ludzi bardziej zainteresowanymi, by odkrywać wciąż więcej i więcej w świecie opery!
A czy lubi Pani śpiewać repertuar współczesny?
Lubię! Zaśpiewałam trzy światowe premiery: „1984” Lorina Maazela (Covent Garden, Londyn), „Der Riese vom Steinfeld” Friedricha Cerhy (Staatsoper, Wiedeń) oraz „A Harlots Progress” Iaina Bella (Theater an der Wien, Wiedeń). Iain Bell napisał także dla mnie pieśni na orkiestrę i na fortepian, a w sierpniu 2018 roku będzie mieć miejsce światowa premiera jego kompozycji na głos i orkiestrę „Northern Lights”, w ramach PROMS w Londynie.
W maju w Krakowie, czy to będzie dla Pani pierwszy występ w Polsce? I także dla pana Nicolasa Testé, zarówno Pani scenicznego, jak i życiowego partnera?
Tak! W końcu, i nie możemy się już tego doczekać.
Być parą w życiu i w pracy, czy to ułatwia??
Tak! Możemy spędzać czas razem ;) i robić rzeczy, które kochamy. Muzyka jest naszym życiem. Faktycznie, życie śpiewaka operowego nie jest regularne i ustabilizowane w jednym miejscu, także czas pracy jest bardzo różny od „normalnego” zatrudnienia. A ważna kariera i wyeksponowany publicznie zawód, to rzeczy, które mogą przynieść trudności w związku.
Państwa chłopcy są jeszcze mali, muszą tęsknić za Wami, kiedy jesteście na tournée. A zarówno Pani, jak i Pani mąż musicie tym bardziej być, obawiam się, stęsknieni za domem. Jak to jest, być zmuszonym łączyć życie rodzinne z operowym? A może jest tak, że nasz świat już wie, jak to rozwiązać?
Na szczęście mamy możliwość zabierać nasze dzieci z nami! Prowadzimy program nauczania domowego i mamy nauczyciela, który podróżuje i mieszka z nami. Nigdy nie pozostawiamy gdzieś naszych dzieci. W kwietniu jesteśmy z dziećmi na tournée w Ameryce Południowej. To będzie dla nas wszystkich bardzo ekscytujące i kształcące. W czerwcu będziemy na tournée w Europie, a kiedy zrobi się zbyt ciasno i męcząco z przejazdami, chłopcy będą przez tydzień „na wakacjach” z dziadkami w Legolandzie w Günzburgu. No i mamy, Bogu dzięki, Skype’a, jedno z największych osiągnięć i wynalazków naszych czasów, które pomoże nam przejść przez to. J
A zanim teraz powiemy sobie do widzenia – jak również: do zobaczenia w Krakowie w maju! – szybkie spojrzenie na początki: Pani edukacja muzyczna musiała wcześnie się zacząć? Kiedy mała Diana zaczęła czuć, że będzie tak wielką śpiewaczką i jakie było wtedy jej sekretne życzenie?
Mając cztery lata, chowałam się za kurtyną i wychodziłam, by zaśpiewać niemiecki piosenki ludowe, ku radości wszystkich. J Ale kiedy zobaczyłam film „La Traviata” Zeffirelliego, poczułam, że opera jest dla mnie czymś największym, co kiedykolwiek wynalazła ludzkość! Chciałam się nauczyć, jak to robić i modliłam się, by mieć do tego talent… I może pewnego dnia zaśpiewać Violettę w „Traviacie”. Reszta to ciężka praca, cierpliwość, przychylność losu, walka i poczucie szczęścia!