Detektyw i miasto [recenzja filmu Edwarda Nortona „Osierocony Brooklyn”]

15.05.2020
fot. mat. pras. Warner Bros

Są takie filmy, których się nie ogląda, lecz chłonie zmysłami. Są takie filmy, podczas których oddycha się tym samym powietrzem, które otacza bohaterów. Są takie, w które widz chce się wtulić i zostać w nich na dłużej. Takie myśli towarzyszyły mi podczas oglądania filmu Edwarda Nortona „Osierocony Brooklyn”.

To wrażenie pozostało ze mną do dziś, choć od pokazu na festiwalu EnergaCamerimage 2019 i od spotkania z reżyserem, który odebrał w Toruniu Nagrodę im. Krzysztofa Kieślowskiego, minęło już pół roku. Wciąż pamiętam, jak bardzo urzekły mnie kadry – ciepłe, miękkie, spokojne, mające doskonale wyważone tonacje kolorów i kontrastów. Ciągle tkwi we mnie zapach Nowego Jorku – jego szarych ulic podczas deszczu czy zadymionych nocnych lokali. I wciąż słyszę tę muzykę – aksamitną, nostalgiczną, tylko czasem nieco żywszą.

Za klimat filmu, zbliżony do atmosfery gatunku noir, odpowiada operator Dick Pope oraz kompozytor Daniel Pemberton. To przede wszystkim ich praca w warstwie wizualnej i dźwiękowej uczyniła z historii Lionela Essroga urzekającą opowieść o człowieku, który uwikłany w niebezpieczną intrygę próbuje odkryć tajemnice miasta, mrocznego i pięknego zarazem. A widz ten mrok i to piękno odczuwa tak intensywnie, jakby był jednym z mieszkańców, krążących po nowojorskich zaułkach.

Detektyw i miasto to główni bohaterowie filmu. Wynika to nie tylko z fabuły skupionej wokół śledztwa prowadzonego przez Lionela, ale również z dwuznaczności tytułu. Brooklyn to dzielnica Nowego Jorku, której mieszkańcy – osieroceni i porzuceni przez władze – stali się ofiarami urbanistycznych wizji jednego z wpływowych deweloperów. Wątek ten nawiązuje do głośnej w latach pięćdziesiątych sprawy wykupywania lokali za bezcen od ubogich właścicieli, którzy wbrew obietnicom nie otrzymywali lepszych warunków mieszkaniowych, lecz znikali z miasta bez śladu. „Brooklyn” to również przezwisko, którym nazywa Lionela jego opiekun, przyjaciel i mentor – Frank. Z jego pomocą młody chłopak staje się bystrym obserwatorem, co w wykonywanej przez niego pracy jest zaletą nie do przecenienia. Zatem nie bez powodu najważniejsza w filmie Nortona jest Nowy Jork oraz postać Lionela Essroga.

Podczas gdy kreowanie atmosfery miasta powierzone zostało twórcom zdjęć, scenografii, kostiumów, kompozytorowi i specjalistom od efektów specjalnych, zbudowania postaci Lionela podjął się sam Edward Norton. I zrobił to na trzech płaszczyznach: jako scenarzysta, reżyser i aktor.

Pisząc scenariusz, Norton opierał się na powieści Jonathana Lethema. Wprowadził jednak istotną zmianę: przeniósł akcję z lat 90. do połowy XX wieku. Co ciekawe, taki zabieg wcale nie pozbawił historii aktualności. Przeciwnie – problemy dotyczące nadużywania władzy, nierówności społecznych czy dyskryminacji z przyczyn rasowych niestety równie dobrze wpisują się w obie epoki.

Na podstawie postaci literackiej Norton zbudował postać filmową, której szczególną cechą – obok nieprzeciętnej inteligencji i pamięci – były objawy zespołu Tourette’a. Choroba ta wywołuje między innymi niekontrolowane tiki i ekspresywne wypowiadanie określonych słów lub sylab, bez związku z daną sytuacją. Ważne było więc zachowanie równowagi między poważnym tokiem narracji a scenami, które za sprawą objawów choroby Essroga wprowadzają element komizmu. Obie tonacje – dramatyczną i komiczną – Norton rozpisał w wartkich dialogach, pozwalających na kilka wyśmienitych aktorskich pojedynków (m.in. z Aleckiem Baldwinem czy Willemem Dafoe), a jako aktor – porusza się w tych tonacjach doskonale. Bo też nie po raz pierwszy Norton mierzy się z rolą osoby cierpiącej na zaburzenia psychiczne. Fenomenalny „Lęk pierwotny” czy równie świetny „Podziemny krąg” to filmy, w których aktor w przejmujący sposób kreuje sylwetki bohaterów niestabilnych emocjonalnie. Podobnie jak we wcześniejszych kreacjach – również jako Lionel amerykański aktor uniknął groteski, zyskując dla swojego bohatera uznanie widzów. Sceny komiczne zaś nie tylko śmieszą, ale pokazują dystans, z jakim Essrog traktuje swoją chorobę, która przecież eliminuje go z wielu sfer życia, zwłaszcza społecznego.

Norton jako reżyser panuje nad historią i nad bohaterami, pozostawiając swoim aktorom przestrzeń, w której mogą stworzyć wyjątkowe kreacje: czy to wpływowego i bezwzględnego dewelopera Mosesa Randolpha (Baldwin), czy architekta-wizjonera (Dafoe), czy mentora Franka Minny (powściągliwy Bruce Willis). Nie śpieszy się. Pozwala widzom nasycić się krajobrazem miasta, daje czas, by zanurzyć się w gwarze nocnych lokali i nie pogania swojego bohatera. Prowadzi go od jednego tropu do drugiego, czasem zwodząc, a innym razem odkrywając kolejny element zagadki. I robi to tak, że wcale nie chcemy tak szybko poznać prawdy. Dobrze nam w tym Nowym Jorku Nortona…

„Osierocony Brooklyn” to dla mnie film, w który trzeba się zapatrzeć i zasłuchać. A gdy już wrócimy do swojej rzeczywistości, chcemy po raz kolejny towarzyszyć Lionelowi w śledztwie. Bo choć znamy już bieg fabuły, to z przyjemnością ponownie zatracimy się w klimacie miasta, mając u boku nieprzeciętną postać detektywa.

Anna Józefiak

 

Wszystkie treści na PrestoPortal.pl czytasz za darmo. Jesteśmy niezależnym, rzetelnym, polskim medium. Jeśli chcesz, abyśmy takim pozostali, wspieraj nas - zostań stałym czytelnikiem kwartalnika Presto. Szczegóły TUTAJ.

Jeśli jesteś organizatorem życia muzycznego, artystycznego w Polsce, wydawcą płyt, przedstawicielem instytucji kultury albo po prostu odpowiedzialnym społecznie przedsiębiorcą - wspieraj Presto reklamując się na naszych łamach.

Więcej informacji:

Teresa Wysocka , teresa.wysocka [at] prestoportal.pl +48 579 667 678

Drogi użytkowniku, zaloguj się aby móc komentować nasze treści.