David Garrett: Krytyka niech cię nie przeraża
Występował z tradycyjnym repertuarem, we fraku. Aż pewnego dnia zamienił poważny strój na dżinsy, T-shirt i sygnet z trupią czaszką, zapuścił włosy, zaczął grać covery piosenek Michaela Jacksona. I wtedy – publiczność oszalała. Z Davidem Garrettem, jedną z największych obecnie gwiazd popu w muzyce klasycznej, spotkałyśmy się we trzy – Kinga Wojciechowska, Sylwia Błażej i Justyna Budner. Ta ostatnia założyła w Polsce fanklub artysty.
Kinga A. Wojciechowska: W grudniu ubiegłego roku wystąpiłeś w Łodzi, teraz znowu pojawiłeś się w Polsce. Nigdy wcześniej tu nie byłeś. Dlaczego wracasz do nas tak szybko?
David Garrett: Bo to nie ja decyduję, gdzie i kiedy zagram, skupiają się na tym moi menedżerowie. Od dłuższego czasu moi polscy fani zasypywali mnie pytaniami, kiedy w końcu zjawię się w Polsce. Wreszcie się to udało! Znalazłem wspaniałą firmę, która pomogła mi wszystko zorganizować. Mam więc nadzieję, że w ciągu najbliższych kilku lat uda mi się bywać tutaj częściej.
Na to się zanosi, bo zagrasz aż trzy koncerty.
Ostatni koncert wyszedł rewelacyjnie, przyszło mnóstwo osób. Zdaliśmy sobie również sprawę, że zagraliśmy z dala od większych miast. Nie mówię, że Łódź nie jest piękna, ale fani z innych miast wielokrotnie nas zapraszali, dlatego też zdecydowaliśmy się kontynuować tę trasę. Tym razem zagramy w Krakowie, Warszawie i Gdańsku.
Co myślisz o polskiej publiczności? Zaskoczyła Cię czymś?
Atmosfera była niesamowita! Publiczność była pełna entuzjazmu, podekscytowana i ciepło przyjmowała każdy utwór, który zagrałem.
I pomyśleć, że mogłeś być męskim odpowiednikiem Anne-Sophie Mutter, występować w najlepszych salach koncertowych. Ty jednak zdecydowałeś się być Michaelem Jacksonem muzyki klasycznej. Dlaczego?
Nigdy nie chciałem być nikim innym, jak tylko sobą. Grywam w tych samych miejscach co Anne-Sophie Mutter, gram też podobny program pod batutą takich dyrygentów jak Gergiev, Eschenbach, Zubin Mehta czy Charles Dutoit.
Jednak na tym nie poprzestałeś. Postanowiłeś pójść dalej...
Oczywiście. I nie przestanę, ponieważ tworzenie muzyki daje mi niesamowitą frajdę. Moi muzyczni idole to osoby, które były nowatorskie jeśli chodzi o muzykę czy instrumenty. Wiesz, kiedy spojrzysz na całą historię muzyki, okazuje się, że kompozytorzy, których podziwiamy, byli również instrumentalistami. Włącznie z tymi, którzy byli ostro krytykowani za zamiany, które wprowadzali. Jednak zmiana jest niezbędna, kiedy chcemy, by sztuka się rozwijała. Więc i ja jako artysta muszę ciągle coś zmieniać.
A propos zmian: myślisz, że skuteczne popularyzowanie muzyki klasycznej jest możliwe? Czy to bardziej „mission impossible”?
Oczywiście, że jest możliwe. Widzę to każdego dnia podczas moich klasycznych występów. Przychodzi mnóstwo młodych osób, dzieci, które zaczęły się uczyć grać na fortepianie czy skrzypcach. Zaczynają słuchać i kontynuują swoją przygodę z muzyką klasyczną na innych koncertach. Dostaję od nich tysiące wiadomości, mejli. Uwierz mi, trudno jest ubrać w słowa wdzięczność, którą odczuwam. Moja muzyka zmienia życie tylu osób. Widzę to podczas każdego koncertu, bez względu na repertuar, który gram.
Na Twoim ostatnim krążku „Explosive” znalazły się Twoje kompozycje. Co Cię inspiruje?
Cóż, inspirację odnajduję we wszystkim, co mnie otacza i czego doświadczam. Inspiruje mnie życie, przyjaciele, rodzina, dobre jedzenie, odkrywanie nowych miejsc. Musisz włożyć trochę pracy, by inspiracja była owocna. Myślę, że najważniejsza jest równowaga i to ona jest fundamentem czegoś dobrego.
A sama muzyka Cię inspiruje?
Oczywiście, że tak. Zdarza się też, że po upływie czasu zmieniłbym to, co wcześniej skomponowałem. Jestem przekonany, że najważniejsza jest wiedza. To ona sprawia, że idziemy naprzód.
Mówisz tak, bo nie tyle jesteś „cudownym dzieckiem”, co przede wszystkim świetnie wykształconym muzykiem.
Starałem się zdobyć najlepsze wykształcenie, jakie tylko było możliwe. Również kiedy chodziło o dyrygowanie czy komponowanie muzyki. Nie zależało mi, by być wyłącznie skrzypkiem. Muzycy, których podziwiam, to ci, którzy pisali muzykę: Paganini, Bernstein, Fritz Kleiser, Heifetz. Nie ograniczyli się wyłącznie do jej interpretowania. Na pierwszym planie jest złapanie kontaktu z publicznością, a można to zrobić, jeśli jest się w tym sobą. Oczywiście trzeba pozostać w ramach estetyki danego utworu. Komponowanie zaś uwalnia cię od powyższych ograniczeń. I to kocham najbardziej.
Muzyka klasyczna potrafi być nudna albo niezrozumiała. Uważasz, że jej los jest w rękach muzyków, takich jak Ty, łączących różne gatunki muzyczne?
Jest w rękach wszystkich muzyków, którzy mogą obrać jakąkolwiek drogę, jeśli będą się w tym czuli dobrze. Ale! Nikt nigdy nie powinien obawiać się krytyki. To oczywiście tylko rada, jeśli w ogóle mogę jakąś dać. Zdarza się jednak, że muzycy klasyczni się wahają, czy pójść dalej, właśnie ze względu na ewentualną krytykę. Wielu moich znajomych muzyków jest zafascynowanych rockiem, jazzem lub muzyką pop, lecz nie idą w tę stronę, nie włączają tej muzyki do własnego repertuaru. Ze względu na krytykę właśnie. Kiedy decydujesz się wychylić z kręgu muzyki klasycznej, musisz być przygotowany na to, że spotka cię spora dawka krytyki. Trzeba pamiętać o tym, i to jest bardzo istotna kwestia, że gdy łączymy różne gatunki muzyczne, nasze interpretacje nie stają się przez to gorsze. Jeśli jesteś dobrym muzykiem, możesz tworzyć, cokolwiek chcesz. Inne myślenie jest wręcz irracjonalne. Kiedy o tym mówię, przypomina mi się Heifetz, który w swoim dorobku ma również kompozycje jazzowe, muzykę filmową czy musicalową. I jego interpretacje utworów wciąż są niezastąpione.