Czekając na Emersonów
Legendarny Emerson String Quartet, czyli Eugene Drucker (skrzypce), Philip Zetser (skrzypce), Lawrence Dutton (altówka) i (w czasie nagrywania płyt) David Finckel (wiolonczela) koncertuje w Polsce rzadko. Tym razem wystąpią w kwietniu, i to dwukrotnie, podczas Wielkanocnego Festiwalu im. Ludwiga van Beethovena. Warszawscy melomani już zacierają ręce, a oczekiwanie osłodzić im mogą dwa wydawnictwa…
Trzy „kwartety pruskie” Wolfganga Amadeusza Mozarta (KV 575, KV 589 i KV 590) to ostatnie utwory w tym gatunku, jakie napisał austriacki kompozytor. Dedykował je królowi Prus Fryderykowi Wilhelmowi II, stąd podtytuł i rozbudowana, w stosunku do kwartetów pisanych wcześniej, partia wiolonczeli. Król grał bowiem na tym instrumencie i Mozart, pisząc te utwory, dobrze o tym pamiętał. Pamiętali o tym także Emersoni, tworząc w rezultacie selektywny pejzaż dźwiękowy, w którym każdy instrument jest i natychmiast rozpoznawalny. Bez wątpienia wpływa na to również znakomita jakość dźwięku, dzięki której słucha się tych nagrań z ogromną przyjemnością. Interpretacja jest niezwykle jak na Emersonów ciepła i emocjonalna. Znani są raczej z technicznej perfekcji, pewnego chłodu i obiektywności swoich wykonań, dlatego taka zmiana podejścia jest dość zaskakująca.
Mozart, choć wyśmienicie zagrany, sprawdzi się idealnie w roli przystawki, jeśli w roli dania głównego zaprezentujemy album „Journeys”. Tym razem do składu Emersonów dołączyli: Paul Neubauer (druga altówka) i Colin Carr (druga wiolonczela). Tytułowe podróże rozumieć można dwojako. Z jednej strony inspiracją do powstania sekstetu „Souvenir de Florence” Piotra Czajkowskiego była rzeczywista podróż kompozytora do tego miasta. Drugiej strony – sekstet „Verklärte Nacht” Arnolda Schoenberga nawiązuje do podróży w głąb siebie – do introspekcji i uczuć głównych bohaterów dramatu (czyli postaci z poematu Richarda Dehmela, na którym rzecz jest oparta). Interpretacje Emersonów i zaproszonych przez nich do projektu kolegów trudno opisywać inaczej niż w superlatywach. Ekpresyjna, kiedy trzeba energiczna, kiedy trzeba – prawie mistyczna w skupieniu – gra zespołu na pewno każdemu melomanowi przypadnie do gustu. W ich wykonaniu świetnie wypadają zarówno bardzo żywe fragmenty – jak choćby trzecia część utworu Czajkowskiego, jak też te powolne i mroczne. Świetnie brzmi zwłaszcza zakończenie „Verklärte Nacht”, zasnute zmysłową mgiełką flażoletów.
Czy trzeba czegoś więcej, żeby przekonać ewentualnych sceptyków, że nie czekać na Emerson String Quartet to grzech? Mam nadzieję, że nie.
Oskar Łapeta