Cisza! Tu trwa próba.
Orkiestra to zwarty organizm. Wszystko musi chodzić jak w zegarku. Zanim jednak do tego dojdzie, każdy muzyk pierwszy raz otwiera partyturę, najczęściej samemu, w domu lub sali prób.
Odczytuje nutę po nucie, nadaje sens ich połączeniom, znajduje odpowiednie tempo... A potem wszyscy się spotykają i dyrygent próbuje stworzyć z kilkunastu lub kilkudziesięciu indywidualistów jedno ciało. Gdy widzimy go na koncercie, jest już tylko showmanem, ekspresyjnym artystą z pałeczką, który - mamy wrażenie - bardziej rozprasza nas i muzyków, niż komukolwiek pomaga. On swoją pracę już jednak wykonał - wtedy, gdy nie oglądał go żaden miłośnik muzyki. Gdy tłumaczył, jakim dźwiękiem mają grać skrzypce, jak ma brzmieć solo fletu, szukał balansu między poszczególnymi sekcjami smyczków lub między kwintetem a dętymi blaszanymi... Poszukiwał tempa - majestatyczne czy może bardziej wirtuozowskie. Poszukiwał brzmienia - aksamitne czy może bardziej surowe...
Pięknie o pracy dyrygenta mówi Jerzy Maksymiuk:
Film zrealizowany przez Instytut Muzyki i Tańca, m.in. na potrzeby aplikacji Orkiestrownik.
W orkiestrze to właśnie dyrygent pracuje cały czas. Muzycy - cóż, nie wszyscy grają tak samo dużo. Niektórzy mają znacznie mniej do roboty...
{LB}