Bożena Kostuch: Bolesław Książek chciał, aby to, co tworzy, dawało ludziom przyjemność
Bolesław Książek – jeden z największych polskich artystów w dziedzinie sztuki ceramicznej . To człowiek o niezwykłej sile charakteru i wrażliwości artystycznej. W książce „Czarodziej z Łysej Góry” (Marginesy 2020) Bożena Kostuch opowiada o tym, co i jak znany ceramik wyczarował (nie tylko) w Łysej Górze.
Magdalena Burek: „Czarodziej z Łysej Góry” to już kolejna książka Pani autorstwa poświęcona sztuce ceramicznej. Znam „Kolor i blask”.
Bożena Kostuch: Ta książka dotyczyła powojennej ceramiki architektonicznej i mozaik. „Czarodziej z Łysej Góry” natomiast to monografia poświęcona Bolesławowi Książkowi.
Który w swoich pamiętnikach napisał: „Koledzy kpią trochę ze mnie, że zakopałem się w to błoto, ale ja wierzę we własne siły”. To niejedyny cytat, w którym wyczuwam hart ducha autora, jego pasję, wręcz poczucie „ceramicznej” misji.
Rzeczywiście, z pamiętników wyłania się obraz człowieka bardzo wrażliwego, całym sobą zaangażowanego w to, co robi, ale jednocześnie nerwowego, niecierpliwego, upartego. Wspominał, że od młodości ćwiczył swoją wolę po to, aby nie okazywać wrażliwości czy emocji, które się w nim kłębiły. I chyba mu się to udawało. Natomiast wszystkie momenty, które go bolały, przelewał na papier. Zakopał się „w to błoto”, koledzy z niego kpili – to prawda. Przyjechał do Łysej Góry w 1951 r. Była to biedna wieś, nie było asfaltowej drogi. Gdy padał deszcz, wszystko zamieniało się w błoto. Dopiero po wojnie doprowadzono tam prąd, otwarto pocztę. Książek nocował w budynku, do którego wchodził nie przez drzwi, ale przez okno po desce opartej o skarpę. W Łysej Górze spotkał jednak ludzi pełnych zapału, co dodawało mu energii. Przede wszystkim Franciszka Mleczkę, pedagoga, polonistę, działacza ludowego, dzięki któremu założono szkołę zawodową i spółdzielnię „Kamionka”. Wkrótce do Łysej Góry przyjechała z Krakowa rodzina Książka, która również zaczęła żyć ceramiką.
Co go najbardziej bolało, denerwowało?
W swoich wspomnieniach pisał o różnych konfliktach. Książek robił wiele rzeczy, które do niego nie należały, przy czym był bardzo niecierpliwy. Nie czekał na pozwolenia, ale od razu coś robił. Nie znosił biurokracji. Uważał, że przeszkadza mu ona w pracy twórczej. Rozumiem to, ale jako badaczka żałuję, że dokumentacja nie była prowadzona w rzetelny sposób, bo to teraz utrudnia nam pracę. (śmiech) Braki w dokumentacji były w latach 60. m.in. powodem krytyki ze strony prezesa spółdzielni, który był księgowym. Widząc piętrzące się trudności, wiele osób na miejscu Książka opuściłoby Łysą Górę, ale on jako pasjonat, owszem, denerwował się przeciwnościami, ale próbował je przezwyciężyć. Wierzył w „Kamionkę”, w ceramikę, wierzył w siebie, zależało mu na rozwoju tego miejsca, na popularności ceramiki i jej pięknie.
Ile jest pamiętników i gdzie są przechowywane?
Przechowywane są u rodziny, miałam do nich dostęp, ale większość to w dużej mierze pojedyncze kartki. Wydaje mi się, że Bolesław Książek zaczął pisać już przed wojną. Mamy jeden notes z harcerskiej wyprawy czarnomorskiej z 1934 r. Późniejsze zapiski i wspomnienia pochodzące z lat 50. i 60. nie zachowały się w komplecie. W swojej opowieści starałam się zawrzeć jak najwięcej cytatów, aby to także artysta do nas „mówił”.
Wydaje mi się, że czytając pamiętniki, przeżywa się poszczególne etapy pracy czy w ogóle rozwoju Bolesława Książka nie tylko na polu ceramiki, lecz także muzyki. Jak pisał: „Od czasu do czasu gram na trąbce” – to jego druga pasja. Marzył o zespole muzycznym, tanecznym i rzeczywiście go stworzył i organizował wyjazdy na festiwale. Wszystko wypracowywał od zera. Był też organizatorem wystawy pod tytułem „Sztuka potrzebna każdemu”. Musiał mieć ogromną potrzebę nie tylko działalności artystycznej, wyrażania siebie w sztuce, lecz także dzielenia się nią z innymi. Czy w pamiętnikach są zawarte jakieś fragmenty, które określałyby jego poglądy na rolę pracy artysty w społeczeństwie?
Przede wszystkim Bolesław Książek chciał, aby to, co tworzy, dawało ludziom przyjemność, by czerpano radość z oglądania i posiadania jego ceramiki. Zależało mu na tym, by wyroby z „Kamionki”, które będą sprzedawane, były po prostu ładne i dobrze wykonane. W latach 50–60. był kierownikiem artystycznym Spółdzielni „Kamionka”, która należała do Cepelii, więc produkcję zaczęto od ceramiki nawiązującej do wzornictwa ludowego. Były to niezwykle popularne wyroby. Później zaczęto wprowadzać formy niewzorowane na sztuce ludowej, na przykład abstrakcyjne dekoracje i nowoczesne kształty. Książek podążał za trendami we współczesnym wzornictwie.
Czy ci artyści rzeczywiście mieli wówczas wolną rękę w swoich działaniach?
Mieli na pewno większą wolność niż malarze czy rzeźbiarze, ponieważ tworzyli sztukę użytkową – wazony, misy, obiekty, które trafiały do domów, ewentualnie na wystawy. To sztuka innego rodzaju, choć oczywiście także w ceramice, zwłaszcza artystycznej, pojawiała się zaangażowana tematyka. Jeśli jednak artysta projektował coś dla Cepelii, wzory miały wejść do produkcji, to jego projekty oczywiście musiały być poddane ocenie i zatwierdzone przez specjalne komisje. Tu obowiązywały jasne reguły.
I dlatego projekty Książka są tak dokładne. To nie były szkice, ale niemal – nie wiem, czy tak mogę powiedzieć – pokolorowane w każdym szczególe malowanki.
Projektów zachowało się bardzo dużo, można je zobaczyć na stronie internetowej stworzonej przez wnuka Bolesława Książka. Projektował on również motywy dekoracyjne, które później miały powtarzać malarki. Warto wspomnieć, że dekoracje wykonywano ręcznie, nie było więc dwóch identycznych wyrobów. Oblicza się, że dla samej „Kamionki” Bolesław Książek wykonał ok. 1600 projektów ceramiki, nie mówiąc o projektach dekoracji.
Czy są kontynuatorzy jego dzieła?
Spółdzielnia już nie istnieje, ale ceramicy, którzy byli związani z „Kamionką”, nadal tworzą, np. Jerzy Sacha, który pracował tam od 1958 r., jest więc obecnie nestorem łysogórskich ceramików. Niestety losy spółdzielni były takie, jak wielu innych zakładów. Początkowo pojawili się francuscy inwestorzy, którzy kontynuowali produkcję ceramiki, ale tylko przez ok. 10 lat, potem nie przedłużono z nimi umowy. Jednak z Łysej Góry wyszło kilkoro twórców ceramiki, np. nieżyjąca już Julia Flis czy rzeźbiarz Stanisław Moskała. Młoda rzeźbiarka i ceramiczka Natalia Kopytko urodziła się w Łysej Górze, ukończyła Akademię Sztuk Pięknych w Krakowie. Stanisław Brach uczył się w łysogórskim technikum ceramicznym, studiował na ASP, a teraz prowadzi Pracownię Ceramiki na Wydziale Rzeźby warszawskiej Akademii i jest tam profesorem. Można zatem powiedzieć, że założenie szkoły ceramicznej w Łysej Górze i tradycje tej miejscowości przyczyniły się do podjęcia działalności twórczej przez wiele osób.
Jak wyglądały ostatnie lata życia artysty?
Ze spółdzielni odszedł na początku lat 70. Założył w piwnicy własnego domu niewielką pracownię z piecem ceramicznym. Nie mógł już wypalać rzeczy monumentalnych, dlatego tworzył wówczas przede wszystkim płyty ceramiczne przeznaczone do zawieszenia na ścianie. Robił też kominki do wielu domów, mozaiki i dekoracyjne płaskorzeźby.
Co jeszcze znajdziemy w Pani książce, czego nie znajdziemy gdzie indziej?
Gdy historyk sztuki myśli o artyście, to przede wszystkim koncentruje się na jego twórczości. W książce „Czarodziej z Łysej Góry” chciałam także przedstawić życie Książka poza ceramiką. Jego losy odzwierciedlają losy Polaków. Urodził się na Wołyniu, skąd z całą rodziną musiał uciekać. W okresie międzywojennym miejsce zamieszkania było zależne od miejsca zatrudnienia ojca, który pracował w hutach szkła. Wreszcie osiedlili się w Krakowie, gdzie zarówno ojciec, jak i syn pracowali w hucie. Pierwszy zachowany pamiętnik Bolesława Książka zawiera ciekawy wątek harcerski, mianowicie Książek wziął udział w wyprawie czarnomorskiej krakowskich harcerzy w 1934 r. Dopłynęli łodziami do Konstantynopola, poszli do Adampola, gdzie mieszkali Polacy, spotykali się z tamtejszymi gospodarzami. Było to niezwykłe wydarzenie z młodości. Potem czasy wojny. Książek uczył się w tzw. Kunstgewerbeschule, która według założeń Niemców miała kształcić wyłącznie rzemieślników, ale dzięki temu, że uczyli tam profesorowie akademiccy, uczniowie paradoksalnie otrzymywali znakomite wykształcenie. Książek poznał tam prof. Tadeusza Szafrana, który w okresie międzywojennym był jednym z najwybitniejszych polskich ceramików. Wydaje mi się, że to on zaraził Książka miłością do ceramiki i zamiłowaniem do eksperymentów technicznych, dlatego rzeczywiście można go nazwać czarodziejem technologii ceramicznej. Wojna przyniosła też osobistą tragedię. Brat Książka Zygfryd został rozstrzelany przez Niemców, a w 1944 r. w czasie łapanki w Krakowie Książek został zatrzymany i osadzony w obozie w Płaszowie. Wrócił w takim stanie, że córka go nie poznała. Przed wojną mieszkał w dzielnicy robotniczej na prawym brzegu Wisły, prowadził życie pracownika huty. Widział dysproporcje społeczne między robotnikami a właścicielami. Potem już zawsze był niezwykle wyczulony na ludzką biedę, był chętny do pomocy. Uczestniczył w przedsięwzięciach charytatywnych, przekazywał swoje prace np. na rzecz remontu Domu Plastyka w Krakowie czy na aukcję, podczas której były zbierane pieniądze na rzecz badań przeciw rakowi. Wydaje mi się, że to, czego doświadczył przed wojną i podczas okupacji, ugruntowało i wzmocniło wrodzoną wrażliwość Bolesława Książka.