Bomsori Kim: Szacunek dla twórcy to coś naturalnego
Dlaczego czuje przygnębienie wykonując I Koncert Szostakowicza?
Co jest dla niej ważniejsze: własna wizja dzieła, czy intencje kompozytora?
Kiedy po raz pierwszy zagrała II Koncert Wieniawskiego?
Co myśli o Polakach?
Dlaczego bierze udział w tych wszystkich konkursach?
Bomsori Kim trafiła na estradę Filharmonii Narodowej w Warszawie prawie przypadkiem i w ostatniej chwili. W grudniu zeszłego roku zaprezentowała Koncert skrzypcowy D-dur Piotra Czajkowskiego. Jej gra tak zafrapowała wtedy Jacka Kaspszyka, że niedługo potem pojawił się pomysł wspólnego nagrania obojga artystów. Kiedy okazało się, że mają wolny tydzień pod koniec marca – pozostało już tylko wybrać repertuar. Padło na utwory zaprezentowane przez Bomsori Kim podczas Konkursu Wieniawskiego – II Koncert d-moll Henryka Wieniawskiego oraz I Koncert a-moll Dmitrija Szostakowicza. Spotykamy się w jedynej wolnej chwili, po pierwszej sesji nagraniowej.
Oskar Łapeta: To Twoje pierwsze sesje nagraniowe. Jak się z tym czujesz?
Bomsori Kim: Wszystko stało się bardzo szybko. Wiedziałam, że kiedyś do tych nagrań dojdzie, ale byłam przekonana, że to będzie odległe w czasie. Jestem bardzo podekscytowana. Pierwszy raz pracuję w ten sposób. Sesja to jednak zupełnie co innego niż przygotowywanie występu na żywo.
Jak idą nagrania?
To powolny proces. Maestro Kaspszyk wie o tych partyturach wszystko. Liczy się z moim zdaniem i bierze pod uwagę moje sugestie. Jest też troskliwy, a współpraca z nim i z orkiestrą to dla mnie ogromny zaszczyt. Spotkaliśmy się po raz pierwszy w grudniu zeszłego roku. Przychodził na próby do koncertu, podczas którego wystąpiłam. Nie sądziłam wtedy, że tak szybko będę mogła z nim pracować.
Planujesz wspólne występy z Rafałem Blechaczem. Zdradzisz coś więcej na ten temat?
Poznaliśmy się niedawno w Nowym Jorku. Zaraz po tym spotkaniu przyleciałam tutaj na sesje nagraniowe. To było nasze pierwsze spotkanie. Skontaktował się ze mną po konkursie i powiedział, że chciałby ze mną zagrać. Na początku nie mogłam w to uwierzyć. Podziwiałam go, od kiedy wygrał Konkurs Chopinowski i od tego czasu śledziłam jego koncerty, oglądałam i słuchałam nagrań. Bardzo czekałam na jego występ w Korei, miał tam wystąpić cztery lata temu, ale niestety odwołał wtedy koncert z powodu grypy. Było mi przykro, bo jestem jego wielką fanką. Podczas naszego spotkania dużo rozmawialiśmy. To był dla mnie świetny czas.
Co będziecie grać?
Na pewno Sonatę d-moll Szymanowskiego i jedną z sonat Faurégo, a także utwory Mozarta, Beethovena i Bacha.
Słyszałem, że bardzo lubisz Mity Szymanowskiego. Co takiego odnajdujesz w tej muzyce?
Każda część tego cyklu opowiada inną historię, a to z kolei mocno pobudza moją wyobraźnię. Grałam kiedyś ten utwór w Korei dla radia i przy okazji tłumaczyłam słuchaczom, jak go rozumiem, co sobie wyobrażam. Szymanowski nie jest popularny w Korei, ale jego muzyka zrobiła dobre wrażenie. Cieszę się, że mogłam tam wykonać jego utwór.
Czy kiedy wykonujesz jakiś utwór, to bardziej kierujesz się wskazówkami kompozytora czy swoją wizją dzieła?
Najbardziej interesują mnie intencje kompozytora. Czasem są one trudne do odgadnięcia. Żyjemy w zupełnie innych czasach, gdzie praktycznie wszystko jest odmienne. Nasze instrumenty różnią się bardzo od tych barokowych. Jeśli nie włożę pewnego wysiłku i nie dowiem się, jakie były warunki wykonywania muzyki w czasach kompozytora – nie będę mogła podążyć za jego intencjami. Szacunek dla twórcy to dla mnie coś zupełnie naturalnego. Wydaje mi się, że tak powinno być.
Poznanie okoliczności powstania utworu jest kluczowe dla zrozumienia Koncertu Szostakowicza, który właśnie nagrywasz i który powstał w bardzo trudnym dla kompozytora okresie.
Ten koncert nie mógł być wykonywany przez długi czas. Premiera odbyła się dopiero po śmierci Stalina. Okoliczności w jakich żył Szostakowicz były zupełnie odmienne od tych, w jakich żyjemy obecnie. Trudno nam je sobie wyobrazić, ale nawet obecnie są miejsca na świecie, w których sytuacja jest podobna do tej w byłym Związku Radzieckim. Tak jest przecież w Korei Północnej. Informacje stamtąd rzadko wyciekają na zewnątrz, ale staram się wyobrazić sobie, jak bardzo ludzie muszą tam cierpieć. Kiedy o tym myślę, czuję ten sam rodzaj przygnębienia, który pasuje do muzyki Szostakowicza.
Budowa tego utworu jest bardzo nietypowa…
Tak, mamy tutaj część wolną, potem szybkie Scherzo, znowu część wolną, kadencję solo i szybki finał. Ostatnia część jest momentami zabawna i komiczna, ale to nie jest czysty komizm. Jest w tym coś bardzo sarkastycznego. To sprzeczne, bo to żywa muzyka, ale jednocześnie niepokojąca. Rytm i harmonia również są tam wyjątkowe, zwłaszcza w partii orkiestry. Granie tej części sprawia mi dużo przyjemności.
Na płycie znajdzie się również II Koncert Wieniawskiego, który jest skrajnie odmiennym utworem.
To świetny koncert! Pierwszy raz grałam go, kiedy miałam dziewięć lat. Był dla mnie wtedy bardzo trudny technicznie i muzycznie. Teraz mam dużo więcej doświadczeń, ale to nadal trudne dla mnie dzieło. Odczuwam go też zupełnie inaczej, dużo bardziej trafia do mnie romantyczny wyraz tej muzyki. Druga część, Romans, jest dla mnie jednym z najpiękniejszych utworów jakie znam. Pierwsza część jest emocjonalna, trzecia, cygańska, zawsze robi na mnie ogromne wrażenie.
Podoba Ci się w Warszawie?
Mam teraz mało czasu, więc nie mam kiedy zwiedzać miasta. Miałam dużo więcej czasu kiedy byłam tu za pierwszym razem, w grudniu. Zwiedziłam wtedy Starówkę i Muzeum Chopina. Byłam mile zaskoczona, że muzyka jest dla was tak ważna, że Chopin jest nawet patronem lotniska [śmiech]. Był tam fortepian, na którym można było zagrać. Polska jest dla mnie inspirującym krajem, bardzo mi się tu podoba.
Co robisz tutaj w wolnym czasie?
W wolnym czasie? A co to takiego? [śmiech] Niedługo wracam do Korei. Mam tam kilka koncertów, więc muszę się do nich przygotować. Będę grała koncerty Brahmsa, Beethovena i Brucha.
Nowy Jork, Warszawa, Korea – dużo podróżujesz. Jet lag nie daje Ci się we znaki?
Nie daje mi odpocząć! Podróżuję w zasadzie cały czas, więc najważniejsze jest dla mnie bycie przytomną i uważną w najważniejszych momentach. Nie obchodzi mnie co dzieje się później [śmiech].
Wzięłaś udział w wielu konkursach. Co Ci to dało?
Bardzo wiele! Przede wszystkim pomogło mi opanować wiele nowych utworów. Każdy nowy konkurs to nowy repertuar do opanowania. Miałam na to zwykle mało czasu, więc musiałam się nauczyć robić z niego jak najlepszy użytek. Potrzebna jest też maksymalna koncentracja. Bardzo mi to pomaga w przygotowaniu do koncertów. Mam na to mało czasu, grafik jest napięty, więc muszę się jak najbardziej skupić na tym co robię. Bez doświadczenia które zdobyłam przy konkursach nie dałabym rady tak dobrze się do tego przygotować. Te sesje też są dla mnie sporym wyzwaniem. Nie jest mi łatwo, praca jest tak samo intensywna jak podczas konkursu.
Co jest dla Ciebie największym wyzwaniem w pracy nad tymi nagraniami?
Nagrywanie jest lepsze pod tym względem, że mamy mnóstwo czasu i okazji, żeby coś poprawić. Oczywiście czas jest ograniczony, ale jest go i tak dość dużo. Trudne jest to, że musimy grać cały czas idealnie i nie mogę rozejść się z orkiestrą. To nie jest tak, że zagramy coś raz i mamy to z głowy. Musimy pracować nad wieloma detalami. Jeśli coś pójdzie nie tak – musimy powtórzyć cały fragment.
Dziękuję za rozmowę!
*Płyta jest objęta patronatem Presto