Beethoven na wiolonczelę
W dzisiejszych czasach fakt, że wiolonczela jest instrumentem koncertującym, nikogo nie dziwi. W XVII wieku pisanie na ten instrument było jednak nowatorskie i awangardowe.
Dwie wczesne Sonaty wiolonczelowe op. 5 Ludwiga van Beethovena rzuciły współczesnych mu słuchaczy na głęboką wodę. Instrument, służący do tej pory głównie do realizacji basso continuo, znalazł się nagle na pierwszym planie, oddając całą paletę uczuć zarezerwowanych do tej pory dla innych postaci muzycznego dramatu – skrzypiec albo fortepianu. Beethoven powrócił do wiolonczeli w środkowym (jego Sonatę A-dur op. 69 dzielą od V Symfonii tylko dwa opusy!) i późnym (dwie sonaty op. 102) okresie swojej twórczości. Wszyskie te dzieła (i dwa zestawy wariacji – na temat „Czarodziejskiego fletu” Mozarta) znalazły się na ninejszym albumie, wydanym przez Sony Classical. Nagrania pochodzą z wczesnych lat 50., kiedy wiolonczelista Pablo Casals organizował swoje słynne festiwale w Prades. Do studia Casals zaprosił Rudolfa Serkina. W rezultacie powstały rejestracje, które zachwycają i fascynują. Wiolonczelista jest w fenomenalnej formie, a jego temperament idealnie pasuje do charakteru muzyki Beethovena. Jego wykonania są niezwykle żywiołowe, wulkaniczne, a dźwięk tak gorący, że aż parzy przy słuchaniu. Akompaniament Serkina pasuje do wizji Casalsa jak ulał. Kto żyw i kto miłuje muzykalność najwyższej próby – musi tych nagrań posłuchać. Basta!
Oskar Łapeta