A batucie wszystko jedno, kto ją trzyma
ADRIANA BOROWSKA: „Autorytetu nie buduje się na tym, że ktoś jest delikatniejszy lub bardziej męski, tylko na tym, co ma do przekazania”. „Gdy staję przed orkiestrą, nie myślę o tym, że jestem kobietą. Po prostu skupiam się na swojej pracy”. O specyfice kobiecej dyrygentury opowiadają Joanna Maluga i Marta Kluczyńska.
Obecność kobiet w orkiestrze przyjmujemy współcześnie jako coś oczywistego. Nie mówiąc o śpiewaczkach czy nauczycielkach muzyki, których profesje odruchowo przywodzą na myśl skojarzenia z płcią żeńską. Co więcej, z coraz mniejszym zdziwieniem reagujemy na kobiece kompozycje. Jednak dyrygenturę powszechnie nadal kojarzy się z mężczyznami. Wystarczy sięgnąć pamięcią po nazwiska sławnych dyrygentów – czy jest pośród nich wiele kobiet? O przyczyny owego stanu rzeczy postanowiliśmy zapytać młode dyrygentki – chóralną, Joannę Malugę oraz symfoniczno-operową, Martę Kluczyńską.
Kobieta dyryguje… w domu?
Przez cały wiek XX w Polsce pojawiło się zaledwie kilka znanych kobiet, którym udało się wkroczyć w ten męski świat. Dziś z kolei można zaobserwować postępującą feminizację klas dyrygentury, a mimo to panie na afiszach koncertowych nadal są w zdecydowanej mniejszości. Przyczyny wydają się tkwić w różnicach biologicznych i rolach społecznych. – Mniejsza liczebność kobiet na pewno nie wynika z tego, że są mniej zdolne albo mają mniej do powiedzenia. Model naszego życia tak wygląda – jeśli ktoś ma zrezygnować z kariery zawodowej w małżeństwie, to jest to kobieta. Rzadko kiedy mężczyzna jest w stanie w stu procentach przejąć obowiązki opieki nad dziećmi czy w ogóle opieki nad domem – mówi Joannna Maluga. Do podobnych wniosków dochodzi Marta Kluczyńska. – Robienie tak zwanej kariery to etap, który wymaga żelaznych nerwów. To sprawa, której nie uczy się na studiach nikogo – ani kobiet, ani mężczyzn. Później weryfikacja jest często bezlitosna. Tak naprawdę, jedyna różnica między obiema płciami polega na tym, że kobiety rodzą dzieci. To powoduje, że jeżeli chce się urodzić dziecko i je wychować, to siłą rzeczy trzeba wyłączyć się ze swojej aktywności zawodowej przynajmniej na jakiś czas.
Marta Kulczyńska, fot. Elwira Nowicka
Autorytet nie ma płci
Jednym z powodów jest również niewątpliwie to, jak stereotypowo postrzegana jest postać dyrygenta. Charyzma, silna osobowość, władczość – to cechy, które obyczajowo przypisywane były przez wiele stuleci właśnie mężczyznom. Marta Kluczyńska przyznaje, że bardzo często na ludzi w grupie działa bezwzględne zarządzanie, wręcz pewna tyrania, która kojarzy się z męskim typem zarządzania. – Gdy zmienia się świadomość kulturowa, zmieniają się także oczekiwania wobec tego zarządzania. Ludzie wolą być zarządzani nie silniej, ale bardziej mądrze i empatycznie. Szczególnie, gdy ma się do czynienia z grupą artystów. Co nie znaczy, że nie trzeba być bardzo stanowczym – twierdzi Kluczyńska. Zaś Joanna Maluga dodaje, że stereotypowo mężczyzna jest groźniejszy, silniejszy i powinniśmy się go bardziej bać. – Myślę, że jednak siła tkwi w tym, co dyrygent ma do przekazania. Zespół podąży za człowiekiem, którego wiedza i inteligencja zainspirują orkiestrę/chór. Jeżeli przychodzi ktoś, kto nie ma nic do powiedzenia i nie wie, jak poprowadzić utwór, to nie ma szans na zdobycie autorytetu. Takie szablonowe myślenie w kategoriach męskie–kobiece – uświadomione bądź nie – powoduje, że publiczność wciąż często jest zaskoczona, gdy widzi na scenie kobietę dyrygującą orkiestrą. W najgorszym przypadku, dochodzi do podważania kompetencji dyrygentek przez innych dyrygentów i stwierdzenia, że nie jest to zawód dla kobiet. Na szczęście, są to sytuacje skrajne i jednostkowe.
Równouprawnienie ma głos
Co ciekawe, takich reakcji nie spotka się raczej w ruchu chóralnym. Dyrygentki od dawna z powodzeniem kierowały chórami i na tym polu znajdują się nawet w pewnej widocznej przewadze liczebnej wobec mężczyzn. Z czego to może wynikać? – Moim zdaniem jest to związane z tym, że dobry dyrygent chóralny musi nie tylko umieć dyrygować, ale również posiadać rozległą wiedzę w zakresie techniki wokalnej – twierdzi Joanna Maluga. – Musimy nauczyć, jak posługiwać się głosem, tym bardziej, gdy prowadzimy chór amatorski. Każdy z członków takiego chóru w ramach działalności zespołu uczęszcza na zajęcia indywidualnej emisji głosu. Tak naprawdę jestem też pedagogiem wokalnym, a jednak pedagogika była i jest domeną kobiet.
Najtrudniejsza wydaje się być dla kobiet droga do dyrygentury symfonicznej. Dyrygentki orkiestrowe pojawiały się sporadycznie w ubiegłym wieku, zazwyczaj budziły sensację i spore kontrowersje. – W pewnym sensie od dyrygenta symfonicznego wymaga się więcej. Oprócz tego, że zajmuje się orkiestrą, niejednokrotnie dyryguje także chórem i śpiewakami. Jest to zawód bardziej prestiżowy, więc wiecej osób o niego zabiega. Być może właśnie dlatego jest bardziej oblegany przez mężczyzn – tłumaczy Marta Kluczyńska. Ponadto, orkiestry są zazwyczaj zawodowe, a ruch chóralny ma większości charakter amatorski. W tym, że właśnie amatorska chóralistyka od początku była tak licznie reprezentowana przez panie, można dostrzec echa XIX-wiecznego podejścia, kiedy kobiece muzykowanie utożsamiano z dyletantyzmem. Jak widać, być może w jakimś stopniu rzutuje ono nawet na współczesność.
Joanna Maluga, arch. własne
Zmiana myślenia
Nie da się ukryć, że dyrygentura symfoniczna to profesja uważana wciąż za typowo męską, a proces zmiany myślenia jest długotrwały. Jak się okazuje, wielu kobietom ciężko jest odnaleźć swoją drogę wykonywania tego zawodu – często zaczynają naśladować mężczyzn, zamiast szukać własnej ścieżki. Obie dyrygentki twierdzą, że wyjściem jest odejście od myślenia w kategoriach płciowych i zniesienie nabudowanych kulturowo rozróżnień na damskie i męskie. – Autorytetu nie buduje się na tym, że ktoś jest delikatniejszy lub bardziej męski, tylko na tym, co ma do przekazania – podsumowuje Joanna Maluga. Pointą niech pozostaną słowa Marty Kluczyńskiej. – Jeżeli orkiestrę prowadzi profesjonalny dyrygent, to muzycy nie powinni zwracać uwagi na to, czy jest to kobieta czy mężczyzna. Gdy staję przed orkiestrą, nie myślę o tym, że jestem kobietą. Po prostu skupiam się na swojej pracy. Kiedyś miałam bardziej wojujące podejście do tego zagadnienia. Teraz uważam, że płeć nie ma znaczenia.
Bo batucie wszystko jedno, kto ją trzyma. Najważniejsze jest, aby trzymać ją pewną, opanowaną ręką i wiedzieć, po co się to robi.
Więcej o roli kobiet w muzycznym świecie przeczytasz w archiwalnym Presto #10 - Muzyka jest kobietą