Barok jest sexy
25 marca odbyła się w Londyńskim Sam Wanamaker Playhouse premiera opery Francesco Cavalliego L’Ormindo. Nie była to typowa produkcja operowa, których w Londynie nie brakuje. Pochodząca z 1644 roku opera L’Ormindo niezwykle rzadko gości na deskach teatrów operowych. Natomiast obecna produkcja wystawiana jest w odtworzonym z czasów Jakobińskich teatrze Sam Wanamaker Playhouse. Teatr ten dopiero kilka miesięcy temu został oddany do użytku. Mieści on zaledwie nieco ponad 300 osób, jest cały z drewna i, co ciekawe używa się w nim tylko barokowych technik teatralnych, włącznie z oświetleniem, które pochodzi jedynie ze świeczek. Zatem jest to idealna przestrzeń na kameralną operę barokową, taką jak L’Ormindo.
Produkcji tej opery podjęła się Royal Opera House wraz z Shakespeare’s Globe, za reżyserię odpowiadał osobiście Kaspe Holten, natomiast muzycznie przedstawienie to przygotował Christian Curnyn. Z pewnością produkcja ta zaskoczy tych, którzy oczekują typowej barokowej opery. Sama opera Cavalliego łączy w sobie liryczne elementy z humorem, natomiast inscenizacja Holtena ukazuje tę operę w sposób niezwykle teatralny, przerysowany, campowy. Bogowie zstępują tutaj z sufitu, duchy wylatują z podłogi i jak to w baroku wszystko się może zdarzyć, a na koniec mamy happy end. Akcja L’Ormindo wydaje się daleka od typowych opera, a bliska życiu: każdy kłamie, zdradza, a na koniec udaje, że nic się nie stało. Królowa ma męża, ale woli na boku mieć dwóch młodych kochanków. Jeden z nich ma wprawdzie narzeczoną, ale w myśl starej zasady, że przygody daleko od domu nie liczą się jako zdrady, nie ma on oporów oddawać się królowej Erisbe. W szczegóły akcji nie ma co się wdawać, bo jak na barok przystało jest ona dość zawiła i ociekająca seksem.
Kongenialne jest tutaj też tłumaczenie, za które odpowiada Christopher Cowell. Cowell uwspółcześnił libretto i sprawił, że przy wielu ariach widownia pękała ze śmiechu. Wspaniałe kostiumy zaprojektowała Anja Vang Krang.
Co równie ważne, od strony muzycznej produkcja ta jest bez zarzutu. Muzycy Early Opera Company grający na instrumentach z epoki świetnie oddali barokowe harmonie i rytmy. Natomiast śpiewacy sprawdzili się nie tylko wokalnie, ale również aktorsko. Ich kreacje, były przerysowane i jaskrawe. Na szczególne wyróżnienie zasługują Samuel Boden (Ormindo), który czarował lekkim tenorem o słodkiej barwie, oraz Ed Lyon (Amidas), którego głos dla odmiany był dość zdecydowany i wyrazisty. Joélle Harvey była wyjątkowo przekonująca jako królowa Sicle. Potrafiła ona połączyć wokalny kunszt z niezwykłym aktorstwem.
L’Ormindo w reżyserii Holtena wykonywane we wnętrzach drewnianego jakobińskiego teatru, to przedstawienie intymne i zarazem groteskowe, ale też i takie, którego z pewnością się nie zapomni.
Z Londynu dla Presto Jacek Kornak