Artysta powinien być bezinteresowny
– Lubię o sobie mówić, że oddycham pełną piersią, czyli dwoma płucami. Jedno historyczne, drugie „normalne” – współczesne. Szczególne miejsce znalazłam w ogóle dla muzyki. Jest ona ze mną cały czas. – mówi Jolanta Sosnowska*, z którą Maja Baczyńska rozmawia o tym, co jest potrzebne do artystycznego rozwoju – czy spotkania z mistrzami, a może odpowiednie warunki życia, a może jednak przede wszystkim talent, wewnętrzna siła i marzenia? Pod koniec rozmowa schodzi także na temat pewnej szczególnej płyty...
Na co dzień mieszkasz za granicą. Jesteś artystką na emigracji?
Ależ skąd... Polska to mój dom i nic tego nie zmieni. Świat jest teraz taki mały, tu czy tam. Wystarczy kilka godzin w pociągu lub trzy kwadranse w samolocie, żeby znów być w Polsce. To nie ma znaczenia. Emigracja to przykre słowo, zawsze kojarzyła mi się z czymś przymusowym, z poszukiwaniem lepszego chleba, z koniecznością wyboru innego kraju (gdy np. nasz akurat nie istniał) i tam szukania prawdziwej Polski – jak było to w przypadku Chopina, Norwida, Mickiewicza...
Dzisiaj nie ma przymusu, koncertowanie w Austrii to dla mnie raczej bycie w jednym z centrów muzycznych dla tego rodzaju muzyki, którą przyszło mi wykonywać. Lubię ją. To też miejsce, gdzie stykam się z tradycją muzyczną, wobec której czuję ogromny respekt. To w końcu niezliczone możliwości „uprawiania zawodu” na sposób wolny, również kontakt z muzyką sakralną, co tak bardzo mi w Wiedniu odpowiada.
Studiowałaś w Polsce, w Stanach Zjednoczonych, na co dzień mieszkasz w Austrii... gdzie według Ciebie artysta-muzyk może najbardziej się rozwinąć i mieć największą swobodę twórczą czy wykonawczą?
Johann Wolfgang von Goethe powiedział: „Talent rośnie w samotności, charakter wśród ludzi”. Wśród ludzi – kiedy dzięki różnym relacjom następuje ubogacenie. Zarówno talent i samodzielna praca, jak i przychylne środowisko są do rozwoju osobistego bardzo potrzebne. Oczywiście, artysta – aby się rozwijać – potrzebuje ciszy i kontemplacji w samotności. Potrzebuje się czymś zachwycić, nieustannej inspiracji. To są sprawy, które w zasadzie nie mają żadnego związku z tym, w jakim miejscu akurat się znajdujemy. Talent dostaliśmy za darmo... Dlatego jestem przekonana, że zawsze są sposoby, aby go rozwinąć. Choć tu pomocny może być mistrz. Autentyczny charyzmatyk, który nas za sobą pociągnie.
Czyli tak naprawdę nie istnieje coś takiego jak lepszy lub gorszy „start”, bardziej lub mniej dogodne warunki do nauki?
Często zdarza mi się obserwować wśród artystów, jak dobrobyt działa na nich wręcz anty-stymulująco... To również jest bardzo ciekawe. Za wygodna sytuacja rozleniwia, zabiera przemyślenia, zabiera świeżość, a przede wszystkim wyobraźnię i marzenia – największego stymulatora rozwoju. Tam, gdzie zaczyna się w sztuce myśl o zysku lub o biznesie, coś umiera... Żeby się nie zagubić robiąc przysłowiową „karierę”, potrzebna jest ogromna mądrość.
„Tam, gdzie zaczyna się w sztuce myśl o zysku lub o biznesie, coś umiera.”
A co Cię najmocniej inspiruje?
Ostatnio pozostaję pod wrażeniem dwóch niezwykłych kobiet, wielkich pianistek. Mam wrażenie, że dla rozwoju ich nieprzeciętnego talentu i porywającej osobowości nie miało żadnego znaczenia miejsce, w którym akurat się rozwijały. Myślę o Alice Herz-Sommer, czeskiej artystce, która przeżyła Holocaust i żyła 110 lat i o Rosjance – Marii Judinie, paradoksalnie ulubionej pianistce Stalina, filozofce, oddanej kościołowi prawosławnemu. Każda z nich miała w sobie – oprócz fantastycznego warsztatu – przede wszystkim to „coś”, co sprawiło, że świat zwrócił na nie oczy. Nie była to chwała i sława, ani bogactwo czy wygrane konkursy. Czym była ta ich wewnętrzna moc? Skąd ona pochodzi? Skąd ją czerpać? Jakie wartości reprezentowały te artystki? Te impulsy, te pytania są mi potrzebne…
Umiesz na nie odpowiedzieć?
W moim przekonaniu miejscem prawdziwego rozwoju jest wewnętrzny świat, który się od dziecka albo w sobie ma (i jest to dar nielicznych), albo – poprzez bieg wydarzeń i doświadczeń życiowych, a także postawę obserwatora – odkrywa się i właśnie nieustannie rozwija. To można pobudzać jak najczęstszym doświadczaniem sytuacji, które wciąż nas prowadzą przez kolejne drzwi i za każdym razem coraz szerzej otwarte.
I dokąd Cię prowadzą?
Do cudownego ogrodu wewnętrznego świata piękna, niezależnego od niczego, co materialne.
A jakie są Twoje rady dla artystów, którzy szukają odpowiedniego gruntu do pielęgnowania swojego talentu?
Proste. O praniu i sprzątaniu nie myśleć i nie rozprawiać o tym za dużo [śmiech]. Załatwianie codziennych spraw to powinność każdego. Ale to nie jest prawdziwe życie artysty.
Dla artysty życie jest czymś innym niż dla ogółu?
Dla artysty prawdziwym życiem jest sztuka, co, rzecz jasna, pozostaje przywilejem nielicznych.
Brzmi idealistycznie.
Artysta w każdym miejscu na ziemi ma pielęgnować w sobie szlachetność i bezinteresowność. Ta ostatnia najdoskonalej przejawia się w muzyce. Karol Szymanowski pisał tak: „(...)Bezinteresowność jest kardynalnym warunkiem, jedyną psychologiczną podstawą, na której mogło wzróść to zadziwiające zjawisko, jakiem jest w duchowem życiu człowieka wszelki objaw sztuki. W bezinteresowności tej tai się właśnie ów etos wszelkiej czynności artystycznej, o którym poprzednio mówiłem: oddanie się idei stojącej poza bezpośrednią użytecznością. Otóż owa bezinteresowność w zaraniu historji człowieka objawiła się jedynie w muzyce." (fragment pochodzi z tekstu „Wychowawcza rola kultury muzycznej w społeczeństwie” Karola Szymanowskiego).
Z pewnością wiedział, co pisze... A przejdźmy do Twojej działalności artystycznej. W twoich działaniach szczególne miejsce znalazłaś dla muzyki dawnej.
Szczególne może nie. Lubię o sobie mówić, że oddycham pełną piersią, czyli dwoma płucami. Jedno historyczne, drugie „normalne” – współczesne, jakby ktoś mógł powiedzieć. Szczególne miejsce to znalazłam w ogóle dla muzyki. Jest ona ze mną cały czas. Ja tworzę-odtwarzam ją, a ona tworzy mnie. Ale jeśli mam tu coś powiedzieć na temat wykonawstwa historycznego (nie lubię pojęcia „muzyka dawna”, jest w nim coś dalekiego), to powiem tylko tyle, że marzę o tym, aby każdy skrzypek miał podwójny futerał i po prostu mógł wyjąć odpowiednie skrzypce, jeśli na pulpicie leżą nuty Haendla, Mozarta lub Szostakowicza. Doprawdy. To takie proste. Wystarczy się zainteresować, postudiować. Chcieć!!! To naprawdę możliwe. Studia wykonawstwa historycznego jedynie pogłębiły moje rozumienie twórczości kolejnych epok. To wszystko to naczynia połączone. Czemu więc tworzy się dwa sztuczne światy? Muzyka dawna i co...? Muzyka niedawna? Romantyczna, współczesna? Muzyka jest jedna.
„Marzę o tym, aby każdy skrzypek miał podwójny futerał i po prostu mógł wyjąć odpowiednie skrzypce, jeśli na pulpicie leżą nuty Haendla, Mozarta lub Szostakowicza.”
Niedawno ukazała się płyta "Marian Sawa Complete Violin Works" i jest to absolutnie wyjątkowy album, który podsumowuje twórczość skrzypcową Mariana Sawy. Jak doszło do powstania tej płyty?
Płyta ze wszystkimi utworami skrzypcowymi rzeczywiście jest chyba czymś szczególnym. Dotychczas zapisu wszystkich sawowskich dzieł na dany instrument dokonał przede mną Marcin Tadeusz Łukaszewski, ale były to utwory fortepianowe. Jeśli chodzi o utwory na inne składy wykonawcze, nie mieliśmy jeszcze tak kompletnych nagrań. Myślę jednak, że w którymś momencie dojdzie do zapisu fonograficznego wszystkich dzieł organowych, a potem chóralnych. Takie przedsięwzięcia mogą jednak potrwać więcej niż kilka lat, może nawet dekad, gdyż utworów organowych jest niemal dwieście, a chóralnych jeszcze więcej! Czym jest więc piętnaście kompozycji skrzypcowych w porównaniu do setek na inne składy, w szczególności na te przeze mnie już wymienione? A jednak moja płyta jest czymś szczególnym. To nagranie, które jest pewnym zaskoczeniem, tak myślę. Oto nagle znana wytwórnia (Naxos) interesuje się muzyką Sawy i to w dodatku tą marginalną! Przecież to niecałe dwa procent jego dorobku.
No ale na czym polega wyjątkowość tej muzyki?
Myślę, że głównie na jej wielkiej różnorodności. Powstawała ona, z przerwami, w latach 1964-2003, jest więc niemal rozpięta między początkiem a końcem twórczości Sawy, pomiędzy stylem awangardowym, eksperymentem, fascynacją dokonaniami poprzedników (Szymanowski), a językiem totalnie prostym, w którym miejsce towarzysza skrzypiec zajęły – po fortepianie – organy. Gdzieś w środku jest też epizod muzyki dla dzieci, z miniaturami, które Sawa napisał na mój pierwszy egzamin szkolny w roku 1986 z dedykacją „dla Joli – wujek Marian”. O historii utworów można poczytać w booklecie płyty. Dodam jedynie, że dwa ostatnie utwory to już w ogóle jedynie skrzypce solo, dobre charakterystyczne kompozycje, które, mam nadzieję, wejdą do repertuaru młodych, lecz też doświadczonych skrzypków. Jest to możliwe, bo wydano już nuty.
Czy planowana jest jej szersza dystrybucja za granicą?
Jeśli chodzi o dostępność CD za granicą to oczywiście Naxos ma jedną z najlepszych dystrybucji na świecie. Płyta jest dostępna w formie tradycyjnej, ale także na iTunes i na wielu innych nowoczesnych platformach. Można więc pokusić się o stwierdzenie, że ma szanse być najlepiej dostępną płytą z muzyką Sawy na świecie. Poza tym wydaje mi się, że płyta CD Marian Sawa Complete Violin Music ma szansę zwrócić uwagę na prosty fakt, że Sawa pisał po prostu bardzo dobrą muzykę. Ta płyta stanowczo wyrywa Sawę z szufladki pod hasłem „kompozytor muzyki chóralnej i organowej”.
„Gdzieś w środku jest też epizod muzyki dla dzieci, z miniaturami, które Sawa napisał na mój pierwszy egzamin szkolny w roku 1986, z dedykacją: ‘dla Joli – wujek Marian’.”
A poza Polską słucha się Sawy?
Odbiór utworów Mariana Sawy jest za granicą niezwykle pozytywny. Towarzystwo im. M. Sawy od lat otrzymuje wiele zapytań z całego świata (m.in. z USA, Brazylii, Danii, Włoch, Francji, Anglii i Czech) o materiały nutowe. To są osoby, które gdzieś kiedyś na koncercie usłyszały utwory kompozytora i same chcą jego muzykę wykonać. To oczywiście dotyczy przede wszystkim muzyki organowej i chóralnej. Stąd wielka potrzeba wydania nut z muzyką chóralną, co z pewnością w następnych latach nastąpi. Jeśli chodzi o programy koncertowe, to nie mogę się wypowiadać za organistów, którzy wiodą prym w promocji muzyki Sawy na świecie, ale jako muzyk-słuchacz pozwolę sobie powiedzieć, że na festiwalach dobrze ułożony program z jakąś nietuzinkową myślą przewodnią, z kilkoma kompozycjami Mariana Sawy, przedzielony kontrastującymi, ale np. bardziej znanymi utworami, może być wyjściem optymalnym.
Sawa to twórca niesłychanie wszechstronny!
Pisał na wszystko. Wielkie formy wokalno-instrumentalne – oratoria, msze. Zresztą przykładem takiej wszechstronności Sawy może być taki zupełnie przypadkowo wybrany przeze mnie utwór – prawdopodobnie muzyka do sztuki teatralnej: Walczyk z tabakierki na chór żeński, chór męski, kwintet smyczkowy, flety, fagot, kontrafagot, tempelbloki, trąbki, tubę, fortepian, dzwonki i marimbę, z roku 1975. Z tego wniosek, że nie ma chyba instrumentu, na który Marian Sawa nie napisałby utworu!
Wiesz, jakim człowiekiem Sawa był prywatnie?
Powiem to, co mówi każdy, który miał zaszczyt znać Mariana Sawę: to był człowiek nie z tego świata, nie poruszający się w świecie materialnym. To był człowiek nieustannie kontemplujący rzeczywistość na swój sposób, na pewno jako cichy obserwator i odkrywca, ale nigdy sędzia. Spędzał czas na uczeniu i pisaniu, na rozmowie z drugim człowiekiem. Nie robił wokół siebie szumu, nie promował się, choć dziś na przykład taka postawa jest dość modna. Ludzie uwielbiali go za skromność, człowieczeństwo oraz za to, że stawał się dla nich inspiracją i – choć może zabrzmi to nieco kontrowersyjnie – przykładem. Był wsparciem dla młodych, pytaniem dla „karierowiczów”, wyzwaniem dla biurokratów. To był człowiek nieprzeciętnie wrażliwy, uwielbiany wręcz i... wolny.
A kim Marian Sawa był i jest dla Ciebie?
Myślę, że Dzieci kompozytora się nie obrażą: Marian Sawa był dla mnie niemal jak taki przyszywany tato, zawsze obecny, zawsze przyjacielski. Kiedy teraz o tym myślę, relacje z nim były takie normalne, naturalne, nieskomplikowane. Świetnie żartował, inspirował. Od kiedy pamiętam, był w moim życiu – dziecięcym, młodzieńczym i studenckim. Jako dziecko trochę się go bałam, tej brody i tego, że Sawa to czarownik: z kieszeni kamizelki umiał wyczarować zawsze – niczym iluzjonista – słynną dwuzłotówkę (tę płaską, sprzed denominacji). Jako nastolatka z kolei, koncertowałam z Marianem Sawą i dopiero po latach zrozumiałam, jaki był to przywilej. Jako studentka pomagałam kompozytorowi, tuż przed moim wyjazdem do USA, porządkować jego rękopisy w domu. On i jego świat: „o... ja coś takiego napisałem?”
Marian Sawa dalej jest obecny w moim życiu. Poprzez pracę doktorską, którą o jego twórczości skrzypcowej napisałam, przez działania wydawnicze. On też był takim człowiekiem jak te, wspomniane przeze mnie na początku rozmowy, dwie pianistki. Z niezwykłym światem wewnętrznym. Jego całe życie wypełniało wewnętrzne piękno i muzyka. A we mnie żyje bogactwo tej muzyki i bogactwo jego osobowości.
„Jako dziecko trochę się go bałam, tej brody i tego, że Sawa to czarownik: z kieszeni kamizelki umiał zawsze wyczarować dwuzłotówkę.”
*Jolanta Sosnowska – skrzypaczka specjalizująca się w wykonawstwie muzyki od barokowej po współczesną, z zachowaniem kanonów interpretacji charakterystycznej dla każdej z epok. Doktor sztuk muzycznych. Jest absolwentką UMFC w Warszawie w klasie skrzypiec prof. M. Ławrynowicza, University of Illinois w USA w klasie Sibbi Bernhardssona i Konservatorium Wien w Austrii, gdzie ukończyła studia muzyki barokowej u Ulli Engel i Gunara Letzbora. Związana z Wiedniem, występuje jako solistka i kameralistka nie tylko w Europie, ale także w obu Amerykach i w Azji, wykonując muzykę obejmującą aż cztery wieki literatury skrzypcowej. Stypendystka holenderskiej fundacji Jumpstart Jr., koncertowała w tak prestiżowych miejscach, jak wiedeński i berliński Konzerthaus, praskie Rudolfinum, pekiński NCPA, czy Conzertgebouw w Brugii i w Amsterdamie. Skrzypaczka była zapraszana na występy w ramach festiwali: belgijski MA Festival, austriackie Resonanzen i Innsbrucker Festwochen der Alten Musik. Zwyciężczyni konkursu skrzypcowego im. P. Rollanda w USA i laureatka nagrody specjalnej w II Międzynarodowym Konursie im. H. Bibera w Austrii nagrywa płyty CD dla znanych firm fonograficznych: Naxos, Panclassics, Gramola i Deutsche Grammophon, a także polskich Acte Préalable czy ForTune. Jej wykonania prezentowane są w audycjach austriackiego radia ORF i meksykańskiego radia OPUS. Sosnowska łączy bogatą działalność koncertową z innymi aktywnościami społeczno-naukowymi: publikuje dla niemieckiego wydawnictwa Akademikerverlag, jest dyrektorem i konsultantem d.s. artystycznych festiwali muzycznych na Mazurach – swoją działalnością wpływając na ożywienie życia kulturalnego północno-wschodniej Polski. Artystka prowadzi też warsztaty i kursy mistrzowskie z zakresu wykonawstwa współczesnego i historycznego, ostatnio w Conservatorio National de Musica w mieście Meksyk w Meksyku. Jest zapraszana na konferencje i sympozja w Polsce, np. na UMFC w Warszawie. Jej szczególnym zainteresowaniem cieszy się muzyka wirtuozowska austriackiego baroku oraz polska muzyka XIX i XX wieku, którą z entuzjazmem odkrywa i prawykonuje. Jolanta Sosnowska gra na współczesnym instrumencie – „Józef Bartoszek, Zakopane 1993”.