Artysta wychodzący na scenę jest przywódcą stada, jeśli nie będzie przywódcą, widownia za nim nie pójdzie [rozmowa z Aleksandrem Talkowskim]

04.09.2023
Aleksander Talkowski

O muzycznej bombie, jaka wybuchnie niebawem za jego sprawą, o tym, kiedy artysta czuje się silny na scenie oraz o nietypowym sposobie na zdobywanie aktorskiego doświadczenia z Aleksandrem Talkowskim rozmawia Teresa Wysocka.

Skąd pomysł na wzięcie udziału w Przeglądzie Piosenki Aktorskiej?

 

Tak naprawdę nie miałem innego wyjścia. Od wielu lat wiedziałem, że to będzie moja droga. Trochę to trwało, zanim zdecydowałem się pójść na Przegląd i dużo mi on dał. Spotkałem ludzi, z którymi zawiązałem zawodowe relacje, zobaczyłem, że to, co robię, działa na scenie i byłem pewny, że chcę w to iść. Lubię robić muzykę, to mój zawód, moja praca, a PPA jest dobrym miejscem, żeby się sprawdzić.

 

Dlaczego postanowiłeś przedstawić własną piosenkę? Większość uczestników prezentuje interpretacje utworów innych osób.

 

Uważam się przede wszystkim za twórcę. Najbardziej spełniam się, tworząc, pisząc muzykę czy teksty i kreując jakąś rzeczywistość, w innych piosenkach nie mogę się tak wyrazić. Wydaje mi się, że brakuje czegoś na tym świecie i ja chcę to dać. Mam swój własny pogląd na pewne rzeczy, chcę dawać ludziom radość, uśmiech i pozytywną energię, czego dzisiaj brakuje. Widzę, że na spektaklach, koncertach, szczególnie właśnie w teatrze jest tendencja do robienia ciężkich rzeczy. Widzę, jak ludzie pragną się uśmiechnąć – a tak naprawdę to nie łatwe zadanie, żeby dać ludziom uśmiech, a przede wszystkim żeby to było na poziomie.

 

Czy odnosisz wrażenie, że ludzie przychodzą na Przegląd Piosenki Aktorskiej głównie po to, żeby się wzruszyć? Zauważyłam, że zazwyczaj wygrywają i najlepiej zapamiętywane są właśnie nostalgiczne wykonania. Na PPA z roku na rok jest chyba coraz mniej występów rozrywkowych, a coraz więcej poważnych czy sentymentalnych.

 

Tak, ja w ogóle nie widzę rozrywki na tych przeglądach. Ostatnimi czasy nie widziałem ich też dużo, ale rozrywka jest chyba źle kojarzona w teatrze. Wydaje mi się, że jest tak dlatego, że trudno jest zrobić dobrą rozrywkę i jest to też trochę nie polskie, a nieco bardziej amerykańskie. Ja z kolei chcę iść w rozrywkę i chcę, żeby to była dobra rozrywka. Nie jestem amerykański, jestem Polakiem i czuję, że ludzie chcą i potrzebują się bawić, chętnie też przychodzą na rozrywkę, a ona niestety często jest kojarzona z kiczem, z banałem. Rozrywka to zabawa, a zabawa to coś ważnego w życiu. Dzieci muszą się bawić i uważam, że dorośli też powinni. Nie mówię o zabawie polegającej na pójściu na imprezę i piciu alkoholu, ale cieszeniu się z rzeczy, które wykonujemy na co dzień i szukaniu w tym radości. Są spektakle nastawione na rozrywkę tylko po to, żeby były komercyjne, dobrze się sprzedawały, wydaje mi się, że właśnie przez to w teatrze zrobiło się to trochę złym słowem.

 

W tym roku na PPA otrzymałeś nagrodę od Dolnośląskiego Centrum Filmowego. Czy poczułeś, że doceniono Cię aktorsko? Przegląd Piosenki Aktorskiej to nie tylko muzyka, ale również zadanie aktorskie.

 

Oczywiście, że mnie to cieszy. Dobrze, jak się wygrywa, ale to jest kropla w morzu zdarzeń. Dwa lata temu wygrałem OFF i w sumie wciąż tak samo pracuję nad tym, żeby grać, tworzyć. Nowe propozycje pojawiają się nie dlatego, że wygrałem OFF-a, ale dlatego, że staram się i robię to, co robię najlepiej, jak umiem. Wygrana w konkursie jest do tego świetną determinacją, żeby coś takiego osiągnąć, trzeba się skupić, zainwestować pieniądze i czas w to, co się kocha. Tak jest wszędzie, nikt nie da ci nic za darmo. Trzeba bardzo się starać, pracować i wierzyć w to, co się robi, a sukcesy pojawiają się tylko czasami. Ja już nie wątpię w to, że będę grał, występował na scenie. Za dużo mam planów związanych z tym, co chcę robić. Teraz szykuję bombę i wiem, że ją mam. Wiele lat pracowałem na to, aby zdobyć to, co osiągnąłem. Nie wpuszczałem do sieci byle czego, żeby cokolwiek robić. Starałem się zbierać moje najlepsze materiały i tworzyć na najlepszym poziomie, jaki potrafię, wypuszczać gotowy materiał z pełnym anturażem.

Aleksander Talkowski

 

Ludzie mający duże ambicje są często zniechęcani przez otoczenie. Czy trudno ci było dotrzeć do tego momentu, stać się artystą, aktorem, czy pojawiał się głos nakazujący zająć się tzw. normalną pracą?

 

Bardzo dużo musiało się wydarzyć, żebym został aktorem. Musiałem skończyć szkołę teatralną, zdobyć doświadczenie. Jest duży mit związany z aktorstwem, wydaje się, że to jest coś naprawdę wspaniałego, a ten zawód nie ma gorszych stron. Oczywiście, ta praca jest wspaniała, ale kiedy się gra. Czasami nie ma roli, nie ma pracy. Ja na przykład nie mam etatu czy macierzystego teatru. Takiego miejsca nie mam z wyboru, ponieważ nie miałbym czasu robić swoich rzeczy, inwestować w siebie i ryzykować. Często wiąże się to z tym, że nie mam żadnej roli. Wtedy zaciskam zęby, przechodzę ten trudny okres, pojawia się złość, zdenerwowanie i bardzo to przeżywam.

 

Czy pojawiają się wtedy jakieś wątpliwości co do obranej drogi?

 

Nie, po prostu pojawia się złość, zazdrość, a ja ją zauważam i staram się mimo wszystko koncentrować na tym, co mogę robić. Jest tyle możliwości: treningi, nauka języków i wiele innych, ciekawych rzeczy. W wolnym czasie uczę się tańca, gry na fortepianie, śpiewania, pisania, więc jak nie jestem obsadzony w żadnej roli, to inwestuję we własny rozwój.

 

Czy nie masz wrażenia, że grając w teatrze, nieco zaniedbujesz talent do muzyki?

 

Nie, te rzeczy się wzajemnie napędzają. Kiedy wychodzę na scenę i gram kilkadziesiąt razy dany spektakl, to potem wychodząc na scenę, śpiewając własną piosenkę, jestem silny na tej scenie. Wiem, w jaki sposób mówić, jak patrzeć na ludzi i wiem też, kiedy na nich nie patrzeć itd. Jest to jedna i ta sama dziedzina. Gra na scenie i czucie widowni jest takie samo.

 

Uważasz, że Przegląd Piosenki Aktorskiej niedługo okaże się przeżytkiem czy raczej będziemy przeżywać jego renesans?

 

Jeśli przygotuje się dobrą piosenkę, która na nowo stworzy historię, to nie będzie to przeżytek, ale na nowo pisana opowieść. Chociażby Ralph Kamiński, który niedawno wygrał PPA, teraz robi karierę. Na tegoroczny Przegląd Piosenki wiele miesięcy przed wydarzeniem nie było już biletów. Taki konkurs to przede wszystkim ludzie, którzy na niego przychodzą. Nie wiem, czy ktoś oczekuje od PPA, żeby przez jeden festiwal ktoś stał się nagle wybitnym artystą i legendą. To jest przygoda, docenienie, może wiatr w żagle. Takie przeglądy są bardzo ważne. PPA jest pięknym miejscem, żeby się zmotywować i działać, ale nie stworzy artysty.

 

Masz ulubione wykonanie na przeglądzie piosenki?

 

Tak, Artur Caturian – „Qrwa, Qrwa”. Ta piosenka jest zrobiona na wesoło i tragicznie jednocześnie. Jest wzruszająca, dramatyczna i śmieszna.

Aleksander Talkowski

 

Czy masz wrażenie, że teatr zaczyna się robić miejscem dla coraz węższego grona odbiorców? Niewiele jest sztuk nierozrywkowych, które będą zrozumiałe dla widza goszczącego w teatrze raz na kilka lat.

 

Tak, zgadzam się, jest to duży problem teatru. Nie trzeba łapać się prawą ręką za lewe ucho, żeby dać ludziom coś dobrego. Ja chcę robić taki teatr i robię go w Krakowie – Teatr „Szczęście”. Robimy tam spektakle na poziomie. Mamy sztuki z tekstami Osieckiej, niedługo pojawi się projekt z tekstami Przybory. Ludzie chętnie do nas przychodzą, a my czujemy, że z miesiąca na miesiąc się rozwijamy. Tworzymy to, co sami chcielibyśmy widzieć w teatrze. Zauważam też pewien niedosyt rzeczy dobrych, rozrywkowych, mądrych, z przesłaniem, ale prostych w przekazie, żeby każdy człowiek mógł coś z nich wynieść. Dla mnie nie ma i nie powinno być rozróżnienia – zwykły człowiek a człowiek teatru. My w Teatrze „Szczęście” dbamy właśnie o to, żeby każdy mógł wyciągnąć coś dla siebie z takiej sztuki. Nie są to prostackie teksty, ale takie, które można zrobić w prosty sposób, nie komplikując czegoś niepotrzebnie, a mimo wszystko na tyle głębokie, żeby trafiały do ludzi.

 

Jaką rolę w Twojej muzycznej karierze odegrał Zbigniew Wodecki?

 

Poznałem go osobiście podczas zgrupowania w Teatrze STU na Mazurach. Bardzo lubię jego piosenki, mimo że nie jestem jego najwierniejszym fanem. Mimo to Wodecki jest dla mnie wzorem. Kiedyś występowałem na tej samej scenie, na której on występował w Teatrze STU. Jest członkiem rodziny STU tak jak ja i znam legendy Wodeckiego. Kiedyś grałem z nim na pianinie „Zacznij od Bacha” i śpiewaliśmy razem. Podczas recitali często wykonuję jego piosenki, ludzie się przy nich dobrze bawią i cieszy mnie to, że mamy fajne, polskie, dobre rzeczy.

 

Jak pracowało Ci się w Teatrze STU?

 

Dla mnie Krzysztof Jasiński jest jednym z najlepszych organizatorów, managerów czy działaczy teatralnych wszech czasów. Mimo że nie jest łatwym człowiekiem. On sam zbudował ten teatr i w tym teatrze reżyseruje. Zna spektakle od podszewki, często też daje aktorom wolną rękę. Mimo wszystko zazwyczaj robi dość prosty, klasyczny teatr. Ja bardzo lubię „Hamleta” właśnie dlatego, że ta sztuka jest prosta. Wychodzimy na scenę, mówimy teksty zapisane przez Szekspira i staramy się wiernie oddać ten tekst. „Trzy siostry” są zrobione na podobnej zasadzie.

 

Gra w Teatrze STU często wymusza na aktorach interakcje z publicznością? Lubisz ten sposób gry?

 

Tak, bardzo lubię wchodzić w interakcje z ludźmi, ale widownię trzeba najpierw na to przygotować, żeby chcieli w te interakcje wchodzić. Jeśli coś im się nie podoba, to to się nie uda. Można cały spektakl podporządkować widowni, tak jak to się dzieje w niektórych sztukach teatralnych czy spektaklach improwizowanych, albo wchodzić w interakcje, kiedy gra się spektakl z tzw. czwartą ścianą. Słucha się wtedy widowni i czuje się te pauzy, czuje się, czy ludzie słuchają tego, co mówią aktorzy. Szczególnie w komediowych projektach gra się „na widownię”. Kiedy ludzie reagują, to można sobie pozwolić na wolniejsze tempo, powoli rozdawać karty, a kiedy jest cisza, tzw. węgierska publiczność, to trzeba nadrabiać z tempem, a w końcu publiczność również załapie się na ten wózek i zacznie się śmiać i dobrze bawić. Nie wolno dać się podporządkować widowni, trzeba słuchać i pociągać ją ze sobą. Artysta wychodzący na scenę jest przywódcą stada, jeśli nie będzie przywódcą, widownia za nim nie pójdzie.

 

Chyba szczególnie trudne jest to w spektaklach dla dzieci.

 

Oj tak. Grałem kiedyś dla dzieci jako klown w zastępstwie za mojego tatę, który jest zawodowym klownem. Przygotowałem wtedy 45-minutowe przedstawienie, a zagrałem ten spektakl chyba w 35 minut. Musiałem niesamowicie nadrabiać, mimo że od dziecka obserwowałem mojego tatę, który występował, więc dokładnie znałem jego sztuczki i wiedziałem, co po kolei zrobić.

 

To musiało być trudne zadanie, bo dzieci szybko się nudzą.

 

Tak, zaczęły wchodzić na scenę, rozwiązywać mi buty, targać za spodnie, zabierać rekwizyty z walizki. Dzieci są bezwzględne, ale są też bardzo wdzięczne. Mimo że nie gram dla nich zawodowo, wiem, że są sposoby na to, aby je zaciekawić. Mój tato umiał bardzo dobrze opanować dzieci i widać było, że daje im wielką radość.

 

To chyba najlepsze rozwiązanie, bo z ciągle uciszanych dzieci może potem wyrastać widownia, która nie reaguje w żaden sposób na to, co dzieje się na scenie.

 

Tak, dlatego nie wolno uciszać dzieci. To artysta powinien tak je zainteresować, żeby same słuchały. Chyba że na spektaklu pojawia się dziecko tak bardzo potrzebujące uwagi, że zaczyna przeszkadzać innym. Ale na to również są patenty – takiego młodego widza też można uciszyć i zrobić to w taki sposób, żeby mu się to uciszanie nawet spodobało. Zazwyczaj takie dziecko jest zapraszane na scenę albo do rozmowy, żeby samo zorientowało się, że nie musi robić takich rzeczy, żeby skupić na sobie uwagę. Gra dla dzieci to zupełnie inna bajka, inna dziedzina niż gra na scenie.

Aleksander Talkowski

W jednym z wywiadów wspomniałeś, że nie przepadałeś za pisaniem. Zaciekawiło mnie to, ponieważ sama za tym nie przepadam, natomiast zawód, jaki sobie wybrałeś, jest trochę oparty na tym, że trzeba pisać. Zawód rapera również wymaga zdolności pisarskich.

 

Tak, nigdy nie lubiłem pisać wypracowań, zadań domowych, zawsze wolałem pisać rymowane rzeczy. Głównie z tego powodu postanowiłem napisać swoją pracę magisterską w formie rapu. Nie musiałem pisać jej w formie stricte naukowej, choć mimo wszystko jest naukowa. Spektakl, który na jej podstawie stworzyłem, też jest dosyć prosty, wystarczy posłuchać tekstu i wiesz, o co chodzi, jest prosto podany. Na pewno nie jest prosto zrobić coś takiego. Nie bez powodu nikt wcześniej się za to nie zabrał. Tym spektaklem staram się dotrzeć do każdego. I do młodego chłopaka, który na co dzień słucha rapu, i do starszej pani, która nie słucha tej muzyki nigdy. „Rap magister” to chyba jedna z ważniejszych rzeczy, jakie zrobiłem w życiu. Starałem się też w tym spektaklu przekazać moje wartości życiowe. Tam każde słowo jest naprawdę przemyślane od A do Z.

Wszystkie treści na PrestoPortal.pl czytasz za darmo. Jesteśmy niezależnym, rzetelnym, polskim medium. Jeśli chcesz, abyśmy takim pozostali, wspieraj nas - zostań stałym czytelnikiem kwartalnika Presto. Szczegóły TUTAJ.

Jeśli jesteś organizatorem życia muzycznego, artystycznego w Polsce, wydawcą płyt, przedstawicielem instytucji kultury albo po prostu odpowiedzialnym społecznie przedsiębiorcą - wspieraj Presto reklamując się na naszych łamach.

Więcej informacji:

Teresa Wysocka , teresa.wysocka [at] prestoportal.pl +48 579 667 678

Może Cię zainteresować...

Drogi użytkowniku, zaloguj się aby móc komentować nasze treści.