Lwów, sarusofony i „nigdy dość Paderewskiego:” [Rozmowa z Maestro Bohdanem Boguszewskim]
Choć w naszej wyobraźni Ignacy Jan Paderewski funkcjonuje jako wirtuoz fortepianu i znakomity dyplomata, dzięki najnowszemu nagraniu jego symfonii „Polonia”, wydanemu w 2020 roku przez wytwórnię DUX, mamy okazję przekonać się, że pierwszy premier niepodległej Polski stoi w parnasie kompozytorów muzyki symfonicznej na równi z Mahlerem i Richardem Straussem. Z inicjatorem projektu, dyrygentem Bohdanem Boguszewskim, rozmawia Martyna Włodarczyk.
Martyna Włodarczyk: Czerwona okładka płyty zapowiada, że w środku kryje się coś o ogromnym ładunku energetycznym. Trzydziestoletni Paderewski patrzy z niej przenikliwie. Tytuł płyty jest prosty: „Paderewski, Polonia.” Skąd wziął się pomysł na stworzenie tego nagrania?
Bohdanem Boguszewski: Po tym, jak za trzecim razem zadyrygowałem „Polonią”- było to we Lwowie - podszedł do mnie dyrektor filharmonii i pogratulował koncertu. Zażartowałem sobie wtedy: „Teraz to mógłbym nawet nagrać tę symfonię!” Dyrektor odparł poważnie: „Bohdan, to jest bardzo dobry pomysł.”
Mimo, że Pańskie nagranie nie jest pierwszą próbą zarejestrowania „Polonii”, dzieło to jest nadal mało znane, a publiczność zaskoczona, gdy dowiaduje się, że Paderewski skomponował symfonię. W ostatnim wydaniu magazynu Presto (#31, „Intymność”) redaktor naczelna Kinga Wojciechowska napisała w recenzji Pana płyty: „Nigdy dość przypominania o Paderewskim.” Zgadza się Pan z tymi słowami?
Każdy z nas ma marzenia - moim jest, żeby Paderewski trafił do kanonu dzieł symfonicznych obok Mahlera i Straussa. Dlatego cieszę się ze współpracy z Fundacją Kościuszkowską, która promuje nasze nagranie „Polonii” w Stanach Zjednoczonych Ameryki. Kiedy „Polonia” była jeszcze nowym utworem, wykonywały ją najlepsze orkiestry w USA i Europie. Potem nastąpiła cisza. A teraz przychodzi najwyższy czas, żeby przywrócić „Polonii” popularność. W Paryżu, dwa lata po pierwszym koncercie była już wydana partytura; polskie wydanie pojawiło się w 2017 roku. Równo sto sześć lat później. To jest wymowne. Na dodatek mamy w Polsce filharmonie, które jeszcze nie grały „Polonii”...
Co zainspirowało Pana do zajęcia się „Polonią” Paderewskiego?
W szkołach muzycznych uczyliśmy się o Paderewskim, ale informacje na jego temat były szczątkowe. „Polonii” słuchało się we fragmentach - w całości nigdy. Kiedy oglądałem partyturę, powalała mnie swoją potęgą. Prawdę mówiąc, jeśli można mówić o jakichś szczęśliwych przypadkach, to moje początki z Paderewskim były właśnie tym. Wszystko rozpoczęło się od Festiwalu Sacrum Non Profanum, który współtworzyłem z kompozytorem Markiem Jasińskim i muzykologiem Mikołajem Szczęsnym w 2005 roku. Przez pięć pierwszych edycji Marek Jasiński, kompozytor, dzisiaj niestety już nieżyjący, pisał dla festiwalu co roku nowy utwór. Jednak na 2010 rok przypadła 200. rocznica urodzin Fryderyka Chopina. Żartuję, że Chopin poddał mi formułę festiwalu, bo od jego wielkiej rocznicy festiwal poświęcany jest jednemu, co rok innemu kompozytorowi. Ten rok 2010 wspominam dlatego, że ma związek z Paderewskim... Zaraz do niego dojdę, oczywiście - ale taka jest kolej rzeczy...
...że najpierw Chopin, potem Paderewski. Albo jak mówią niektórzy: jeśli Chopin jest na pierwszym miejscu, to wszystko inne jest na swoim miejscu.
Rok 2010 był o tyle interesujący, że już wtedy firma DUX rejestrowała archiwalnie nasze festiwale. Dzięki temu informacja o naszym przedsięwzięciu dotarła aż za ocean. Stamtąd otrzymaliśmy zaproszenie na zakończenie roku Chopinowskiego w Lincoln Center i Carnegie Hall. W grudniu 2010 roku ze znakomitą Olgą Kern graliśmy Koncert e-moll Chopina. Coś nieprawdopodobnego. Tylko dwa razy w życiu doznałem czegoś takiego: najpierw podczas koncertu z Olgą Kern, a później we Lwowie, kiedy dyrygowałem „Polonią.” Ale to pani opowiem za chwilę.
Cierpliwie czekam na Paderewskiego.
Występ z Olgą był niesamowity. Mieliśmy tylko dwie krótkie próby, a miałem wrażenie, że znamy się od wielu lat. Olga jest po prostu nieprawdopodobnie przewidywalną pianistką. Wiedziałem, co zrobi za cztery takty, za osiem... Tak sugestywnie układała frazy, że dyrygowanie było samą przyjemnością. Byłem jak w transie. Dlatego skupiam się na tym epizodzie, że podobna historia wydarzyła się z „Polonią” Paderewskiego. W 2017 roku, festiwal „Sacrum Non Profanum” poświęcony był Panufnikowi. Honorowym gościem była wtedy Lady Camilla Panufnik. Na koniec festiwalu napisała do mnie list, w którym zaznaczyła, że ma nadzieję, iż w kolejnym roku festiwal będzie poświęcony wielkiemu polskiemu patriocie, kompozytorowi Ignacemu Janowi Paderewskiemu. Tak rzeczywiście się stało.
Czy w 2018 roku wykonał Pan na festiwalu „Polonię?”
Tak. Wtedy do wykonania Polonii zaprosiłem orkiestrę ze Lwowa, ponieważ związek Paderewskiego ze Lwowem jest niekwestionowany. W 1910 roku, podczas 100. Rocznicy urodzin Chopina...
Znów Chopin!
..„Polonia” miała swoją premierę przed polską publicznością.
Paderewski był przy tym polskim prawykonaniu obecny.
Tak. Wtedy dyrygował „Polonią” Henryk Opieński. To był pierwszy dyrektor Konserwatorium Muzycznego w Poznaniu, obecnie Akademii Muzycznej imienia Ignacego Jana Paderewskiego. Tak się złożyło, że jestem absolwentem tej uczelni.
Podsumujmy: pierwszy rektor uczelni, którą Pan ukończył, dyrygował polskim prawykonaniem „Polonii” w 1910 roku we Lwowie. Pan zaś dokonał jej nagrania w tym samym miejscu sto dziesięć lat później. Wygląda na to, że Paderewski jest nieuniknioną częścią Pana historii.
Pierwszy raz symfonię „Polonia” poprowadziłem ze Lwowską orkiestrą w Berlinie, następnego dnia graliśmy ją w Szczecinie. Dla mnie, jako dyrygenta, tak wiele miejsc było zagadkowych, że wykonanie w Berlinie było zupełnie inne niż w Szczecinie. Nie byłem pewien, czy daną część zinterpretować tak, czy jednak inaczej. Jednak w 2019 roku grałem „Polonię” po raz trzeci we Lwowie. To, czego wtedy doznałem, przypominało moje doświadczenie z Olgą Kern. Symfonia trwa ponad godzinę, a mnie wydawało się, że ją poprowadziłem w ciągu piętnastu minut. Nagle wszystko wydawało się oczywiste i proste. To po tym koncercie zapadła decyzja o zrobieniu nagrania.
Traktował Pan partyturę jako zbiór luźnych wskazówek wykonawczych, czy starał się Pan być jej jak najbardziej wierny?
Korzystałem z wydania francuskiego. Było ono bardzo pomocne. W przeciwieństwie do tego polskiego, nie zawiera błędów. W II części symfonii, na przykład, jest partia pierwszych skrzypiec, którą dyrygenci we wcześniejszych nagraniach często powierzali tylko koncertmistrzowi. Ja natomiast spojrzałem w partyturę, a tam wyraźnie jest napisane, że „solo” ma wykonywać cała grupa. Jest to oczywiście bardzo trudne rozwiązanie: melodia jest wysoka, a zestrojenie wszystkich skrzypiec w takim rejestrze jest wyzwaniem. Możliwe, że wcześniejsi dyrygenci postanawiali ułatwić sobie pracę. My natomiast zagraliśmy ten fragment dokładnie tak, jak sugerował zapis Paderewskiego. Osiągnęliśmy przez to wyjątkowy efekt brzmieniowy.
Pańska płyta wyróżnia się na tle innych również pod względem instrumentarium. We wcześniejszych nagraniach „Polonii” brakuje specyficznego instrumentu, który Paderewski ujął w partyturze: sarusofonu kontrabasowego. Czym jest sarusofon?
Sarusofon to instrument dęty drewniany, coś pomiędzy fagotem, kontrafagotem a puzonem. Jego barwę dźwięku można określić jako... metalicznie chrypiącą. Zrezygnowanie z tego instrumentu byłoby wielką stratą dla brzmienia symfonii.
Trudno było znaleźć sarusofony i sarusofonistę?
Prawdę mówiąc, szukałem sarusofonisty po całym świecie. Znalazłem go w stanie Oklahoma, w miejscowości Tulsa, w znakomitej orkiestrze symfonicznej. Richard jest fagocistą, kontrafagocistą i pasjonatem gry na sarusofonie. Na propozycję wzięcia udziału w nagraniu „Polonii” zareagował z entuzjazmem. Najpierw miał przyjechać do Lwowa. Potem jednak przyszła pandemia i nie można było się przemieszczać. Zależało mi na tym, by sarusofony nie były nagrywane w studio, ale w warunkach podobnych do sali we Lwowie; dlatego Richard skontaktował się z dyrektorem swojej filharmonii, aby móc korzystać z sali koncertowej. Nagrywał nocami, następnie przysyłał mi materiał, ja go odsłuchiwałem, robiłem uwagi, Richard ponownie nagrywał. Praca trwała dwa miesiące, bo nagrywał każdy z trzech sarusofonów oddzielnie.
Dla mnie sarusofony brzmią przerażająco! Naszych czytelników zapraszamy do zapoznania się z tym wyjątkowym instrumentem w filmie dokumentującym proces nagrywania „Polonii”, wyprodukowanym przez Fundację Kościuszkowską. Około piętnastej minuty zobaczymy sarusofonistę i usłyszymy jego partię.
Dzięki sarusofonom i DUXowi, który potrafił materiał ze Stanów połączyć ze ścieżką nagraną we Lwowie, nasze nagranie jest bliskie temu, co zaplanował Paderewski. „Polonii” w tym autentycznym wydaniu można posłuchać zarówno na płycie CD, jak i - od września - na winylu.
Między Panem a wytwórnią DUX była następująca umowa: jeśli „Polonia” otrzyma nominację do Fryderyka, nagranie wydane zostanie również na płycie winylowej. W ten sposób nawiążą Państwo do pierwszego nagrania „Polonii”, które ukazało się w 1973 roku, jeszcze przed erą płyt CD i plików cyfrowych.
Tak. Będzie to limitowana edycja - 1000 płyt do sprzedaży we wrześniu. Nagranie z 1973 roku jest cenne, bo pierwsze, lecz niekompletne: dyrygent Bohdan Wodiczko musiał dokonać ogromnych cięć, żeby zmieścić symfonię na jednej płycie winylowej. Ja jestem jednak przekonany, że Paderewski wiedział, co chce napisać. W naszym kraju nie jest doceniony tak, jak na to zasługuje. Dlatego trzeba „Polonię” promować.
Przyjmijmy, że jestem melomanem zainteresowanym muzyką symfoniczną. Kupiłam CD z „Polonią,” a może nawet zdobyłam płytę winylową. Jak mam słuchać Paderewskiego w latach 20. XXI wieku? Muzyka Paderewskiego ma silny wymiar polityczny: nie jest to „sztuka dla sztuki”, w której podziwia się tylko piękno czy kunszt kompozytorski. Jest to raczej manifest patriotyczny, w którym wysłuchuje się konkretnych odniesień do politycznych idei, zakorzenionych w świadomości intelektualistów i artystów polskich na początku XX wieku. W jaki sposób powinniśmy słuchać takiej muzyki sto lat po odzyskaniu niepodległości i trzydzieści lat po wyrwaniu się z reżimu komunistycznego? Dla młodszego pokolenia hasła dotyczące patriotyzmu i walki o wolność mogą się wydawać sztuczne; jak pamiątka minionej epoki, o której wypada wspomnieć 11. listopada lub 3. maja. Hasła te nie leżą już w naszej świadomości tak wygodnie, jak leżały w 1903 roku. Czy słuchając „Polonii” możemy sobie pozwolić na to, żeby zapomnieć o kontekście patriotycznym i słuchać tego utworu tak, jak się słucha... po prostu pięknej muzyki?
Wyjęła mi to Pani z ust. Myślę, że należy słuchać Paderewskiego tak, jak słuchamy Brahmsa, Mahlera i Straussa: znakomitej, genialnej muzyki. Zastanawiam się, czy upolitycznianie „Polonii” na siłę nie robi tej symfonii krzywdzi. Wiemy oczywiście, że Paderewski poświęcił ją walczącym w powstaniu styczniowym, że był to hołd złożony Polsce. Uważam, że można ten kontekst historyczny zaznaczyć—ale tylko zaznaczyć. W ostatniej części „Polonii” Paderewski zawarł wątki hymnu „Jeszcze Polska nie zginęła”—one jednak są tak przetworzone, że nawet wprawny słuchacz nie jest w stanie ich zauważyć. A my z tego robimy sensację: wszędzie, gdzie znajdziemy informacje o „Polonii” podkreśla się, że rozbrzmiewa w niej melodia hymnu. Upolitycznianie bardzo szkodzi tej symfonii. Trzeba traktować ją jako wspaniałe dzieło. Nie inaczej.
Czyli... nigdy dość przypominania o Paderewskim, również w 2021 roku. Naszym czytelnikom przypominamy: jedynej symfonii Paderewskiego, monumentalnej „Polonii” w wykonaniu orkiestry Filharmonii Lwowskiej pod batutą Maestro Bohdana Boguszewskiego można posłuchać na płycie CD, a od września na płycie winylowej.