Lekarstwo aplikować dousznie [podwójne otwarcie Gdańskiej Jesieni Pianistycznej]

02.12.2020
fot. Edyta Steć / PFB

Mimo kolejnych obostrzeń i zamknięcia instytucji kultury, teatry i filharmonie wciąż mają wiele do zaoferowania. Również Polska Filharmonia Bałtycka nie pozwoliła pandemii pokrzyżować planów organizacji 15. Gdańskiej Jesieni Pianistycznej. Koncert inauguracyjny odbył się 6 listopada, a swoją premierę internetową miał 13 listopada. Zatem każdy, kto nie mógł pojawić się osobiście, miał okazję nadrobić straty w zaciszu swojego domostwa na wygodnym krześle, szerokiej kanapie czy w bujanym fotelu. Muzyka symfoniczna w piątkowy wieczór – brać udział, nie pytać!

Gdańską Jesień Pianistyczną otworzył Marcin Koziak, który wraz z towarzyszeniem Orkiestry Symfonicznej Polskiej Filharmonii Bałtyckiej pod batutą George'a Tchitchinadzego wykonał I koncert fortepianowy e-moll Fryderyka Chopina. W jednym z wywiadów zapowiadających koncert w Trójmieście artysta wspomniał, że jest to jedno z jego ulubionych dzieł tego kompozytora. Zastanawiałam się, czym może być dla publiczności kolejne, bez wątpienia doskonałe, wykonanie tak znanego utworu. Koncert e-moll Chopina jest nazywany najbardziej dojrzałym dziełem orkiestrowym kompozytora, zawiera w sobie element wirtuozowski, śpiewne, kantylenowe tematy oraz dynamiczny finał. Publiczność z pewnością nie po raz pierwszy miała okazję usłyszeć to dzieło. Z Chopinem jest tak, jak z tradycyjnym daniem. Wszyscy je znają, chętnie kosztują, nikt nie doszukuje się żadnej niespodzianki. Jednak każdy ma swoje ulubione smaczki, na które z niecierpliwością czeka. Ja zaliczam się do tych, którzy myślami śledzą przede wszystkim linie melodyczne, aż do chwili, gdy przestają zastanawiać się nad tym, co będzie dalej. Wtedy zaczynam słyszeć i rozumieć każde uderzenie klawisza, nastaje synteza muzyki i myśli.

Kolejne dzieło, które pojawiło się w programie koncertu, to niezwykle żywa, przepełniona pogodnymi brzmieniami symfonia nr 32 G-dur Mozarta. Pełen ładu, tradycyjnej harmonii i zrównoważenia trzyczęściowy utwór nie pozwolił oddalić uwagi słuchaczy i utrzymywał ją do końca, zaskakując śmiałymi kontrastami dynamicznymi. Mam taki zwyczaj, że gdy chodzę do filharmonii czy teatru, lubię przysłuchiwać się rozmowom w szatni czy na korytarzach, przed i po danym koncercie lub spektaklu. Ludzie świeżo po spotkaniu ze sztuką potrafią prowadzić niezwykle ciekawe i inspirujące dyskusje między sobą. To wachlarz opinii, spostrzeżeń i refleksji. Wydarzenia transmitowane online również mają swoje „korytarze i szatnie” – są to komentarze widzów, którzy zasiedli przed komputerami. Jeden z nich pojawił się właśnie podczas trwania symfonii Mozarta. Napisał go, ktoś dla kogo tego rodzaju muzyka jest najlepszym lekiem na obecną przytłaczającą sytuację. Nie pozostaje nam więc nic innego – aplikować dousznie.

Po romantycznym Chopinie i klasycznym Mozarcie nadeszła pora na utwór bliższy naszym czasom. Fiński kompozytor Jean Sibelius stworzył dziesięcioczęściowe dzieło – suitę „Pelléas i Mélisande”, z myślą o istniejącym już pięcioaktowym dramacie. Historia Peleasa i Melisandy z dramatu Maurice'a Maeterlincka szybko zyskała zainteresowanie i stała się inspiracją dla wielu kompozytorów, m.in. Schönberga oraz Faurégo. Chwilę przed pojawieniem się dzieła Sibeliusa swoją premierę opery „Pelléas et Mélisande” miał Debussy. Podczas koncertu wybrzmiało dziewięć niezwykle różnorodnych i barwnych części. Każda z nich była muzyczną ilustracją fragmentu historii Peleasa i Melisandy. Bez wątpienia jest to dzieło bardzo wyrafinowane. Orkiestra zadbała o to, by uwypuklić charakter poszczególnych części. Wyciszenia, wybuchy; długie i ospałe, krótkie i ruchliwe dźwięki – to wszystko spowodowało, że w głowach publiczności, nawet tej, która nie zna losów bohaterów dramatu Maeterlincka, mogła narodzić się narracja. Wśród instrumentów solowych, które wiodły prym w całym utworze, znalazły się rożek angielski, flet poprzeczny i klarnet. Na szczególną uwagę zasługuje część czwarta – „Trzy ślepe siostry”, w której kompozytor przedstawia dialog rożka angielskiego i klarnetów na tle nuty pedałowej w waltorniach oraz pizzicata w partii smyczków. Finałowa część zapiera dech w piersiach publiczności i jest muzycznym zobrazowaniem ostatniego tchnienia Melisandy.

Jest taki wyjątkowy moment pomiędzy końcem utworu a biciem brawa. W tym czasie nastaje głucha cisza, cała sala koncertowa zamiera. Jakość tej ciszy często jest uzależniona od tego, jak bardzo udało się artystom wciągnąć publiczność w swój świat. Na skupionych twarzach muzyków powoli pojawia się delikatny uśmiech. Jeszcze chwila, jeszcze sekundka… Gdy instrumenty zostają opuszczone, nadchodzi ten jeden niepowtarzalny moment i myśl, że się udało! Tak zakończyło się otwarcie Gdańskiej Jesieni Pianistycznej – długa, poruszająca cisza i burza oklasków.

Maria Krawczyk

Wszystkie treści na PrestoPortal.pl czytasz za darmo. Jesteśmy niezależnym, rzetelnym, polskim medium. Jeśli chcesz, abyśmy takim pozostali, wspieraj nas - zostań stałym czytelnikiem kwartalnika Presto. Szczegóły TUTAJ.

Jeśli jesteś organizatorem życia muzycznego, artystycznego w Polsce, wydawcą płyt, przedstawicielem instytucji kultury albo po prostu odpowiedzialnym społecznie przedsiębiorcą - wspieraj Presto reklamując się na naszych łamach.

Więcej informacji:

Teresa Wysocka , teresa.wysocka [at] prestoportal.pl

Drogi użytkowniku, zaloguj się aby móc komentować nasze treści.