Jutro będzie gorzej

21.05.2022
klepsydra

A więc mówisz, że ci źle. Nie masz niczego wartościowego, niczego znaczącego nie robisz, dla nikogo nic nie znaczysz. Matka gdera, partner robi bałagan, a szef, wiadomo, najgorszy z możliwych. To się musi zmienić! – cedzisz przez zęby. Czy na pewno wiesz, co mówisz?

On się boi zmian. Często mówimy tak o kimś z nutką pogardy, wyższości. My się przecież nie boimy – wiemy, że życie to zmiany, a każda jest nowym otwarciem, początkiem ciekawej drogi. Ci, którzy się boją, są jacyś tacy zacofani, niedzisiejsi, nudni po prostu. W dobie rosnącej samoświadomości czujemy wręcz przymus rozwoju. A w dodatku życie ma nam do zaoferowania coraz więcej, a trwa uparcie wciąż tyle samo. By spróbować wszystkiego, można tylko skubnąć, przysiąść na chwilę i już trzeba lecieć dalej. Do dzieła więc! Na początek rozprawimy się z partnerem. Albo zacznie po sobie sprzątać, albo… niech szuka innej. Ku naszemu zdziwieniu, on woli znaleźć inną, co więcej, udaje mu się to całkiem szybko. Szef jakoś nie chce wysłuchać naszych pomysłów na ulepszenie relacji w firmie, tylko życzy powodzenia na nowej drodze kariery. Do tego jakiś palant kasuje ci twój beznadziejny samochód, a ubezpieczyciel ociąga się z wypłatą odszkodowania.

wrong way

Coś poszło nie tak. Przecież mając na myśli zmianę, nie życzymy sobie obrócenia życia w ruinę. A jednak los bywa przewrotny i daje nam nie to, o co prosimy lub prowadzi nas do celu bardzo okrężną drogą. Z perspektywy czasu i zmian, które nastąpiły, myślimy, że przecież wcale nie było tak źle. Szef faktycznie był nieznośny, ale teraz jesteśmy bez pracy. Partner robił bałagan, a teraz nie mamy nikogo – nawet kota zabrał. Z lustra patrzy na nas coraz starsza i smutniejsza twarz. Zdrowie daje się we znaki, wczoraj złościł nas byle katar, dziś marzymy już tylko o tym, by móc bez bólu przejść sto metrów i wzdychamy za dawną kondycją.

 

Ci, którzy boją się zmian, zapewne kiedyś byli już w tym miejscu. Oczekiwali poprawy na lepsze, a dostali od losu inną szansę. Możliwość docenienia po fakcie, jak dobrze im było, gdy myśleli, że jest źle. Zdarza się, że wielu rzeczy ubywa z naszego życia, wielu ludzi znika z niego na zawsze, ale nie pojawia się nic i nikt w zamian. Może dawniej mieliśmy za dużo? Może opcji było zbyt wiele? A może to znak, by skoncentrować się bardziej na tym, co pozostało? Szukając pocieszenia, można starać się nadać sens temu, co nas spotyka. Szukać drugiego dna albo dobrych stron. Nie ma jednak niczego złego w tym, że odczuwamy stratę i tak właśnie chcemy ją nazwać. Niestety, nie wszystko da się przekuć w nowy, obiecujący początek. Śmierć bliskiej osoby to czasem pustka, której nie wypełni już nikt nowy. Utrata domu, rodzinnych pamiątek, przymus opuszczenia miejsca, które wiele dla nas znaczy, to zwykle trauma, nie szansa. A nawet jeśli, to nie od razu. Przystosowanie się do odmiennej sytuacji to zwykle cały proces – zaprzeczania, powolnej adaptacji i dopiero później otwarcia na nowe perspektywy.

 

Nie sprowadzajmy lęku przed zmianą do trywialnej niechęci, by opuścić strefę komfortu. Nie wmawiajmy ani sobie, ani innym, że to tylko nasze nadmierne przywiązanie do poczucia bezpieczeństwa. Posłuchajmy czasem tych, którym się nie udało. Przykre doświadczenia nie zawsze są wyłącznie ich winą. Czasem w ogóle nie są odpowiedzialni za to, że nic nie ułożyło się tak, jak chcieli. Zamiast tego pomyślmy, jak może wyglądać nasze życie, jeśli to, co mamy teraz, stanie się przeszłością. Czy faktycznie lepiej nam będzie w pustym domu bez skarpetek na podłodze? Czy obgadujące wszystkich koleżanki w pracy są gorsze od długów? Czy zakładając najgorszy z możliwych wariantów wydarzeń już po wymarzonej zmianie – dalej pragniemy jej równie mocno?

sad

Zawsze może być gorzej, warto to sobie uświadomić. Nie wierzysz? Dziś masz wszystkie kończyny. Może uważasz, że tracąc nogę w wypadku czułbyś pełniej, że żyjesz? Masz partnera bałaganiarza, który jednak przynosi do domu pensję, robi rano kawę, a nawet jeździ z kotem do weterynarza. Naprawdę wolisz rozmawiać z telewizorem? Masz cienkie włosy, ale chyba jednak nie chcesz się przekonać, jakby ci było bez nich po chemii. Na cokolwiek narzekasz, pomyśl, że to wciąż nie jest najgorsza opcja. Nie stać cię na wymyślne jedzenie, podróże po świecie i drogie ciuchy? Uwierz, że są sytuacje, w których żadna z tych rzeczy nie będzie miała znaczenia. Choćby choroba – ucieszy cię ryżowy kleik zamiast kroplówki, pozwolenie na wycieczkę na dziedziniec szpitala i nowa piżama.

 

Warto zastanowić się nad pewną rzeczą. Czy na pewno stres, jaki odczuwamy myśląc o zmianie na gorsze, jest wynikiem naszych przekonań? A może źródło niepokoju tkwi gdzie indziej? Może na przykład wcale nie podoba nam się życie nastawione na konsumpcję, nie zależy nam tak bardzo na utrzymaniu statusu społecznego i materialnego, a tym, co budzi nasze przerażenie, jest myśl, co ludzie powiedzą? Może pozwalamy innym, by mówili nam, co jest ważne? A jeśli faktycznie lubimy ryzyko, wierzymy w teorię sinusoidy i słońca, co zawsze przychodzi, nawet po najgorszej ulewie? Może po prostu jesteśmy w tej grupie, która woli stracić i żałować, niż nigdy nie spróbować. Albo patrzy w przód nie krok, ale dwa dalej. Nie ma przecież uniwersalnego wzorca dobrego postępowania. Jesteśmy inni, a więc nasza ocena tego, co jest lepsze, a co gorsze, może być diametralnie różna. W psychologii istnieje pojęcie antycypacji straty – to trik, który pozwala uświadomić sobie swoje emocje względem spodziewanej żałoby, kryzysu lub zmiany, zanim to nastąpi. Można zawczasu wyobrazić sobie „co by było, gdyby…”. Czując lęk na myśl o stracie czegoś lub kogoś, szukajmy sposobów, by jej zapobiec. Jeśli to niemożliwe, już dziś zastanówmy się, co pomoże nam przeżyć ją w miarę bezboleśnie. Wykupmy ubezpieczenie albo zainwestujmy w naukę nowego zawodu, póki jeszcze mamy starą pracę. Może się jednak zdarzyć, że mimo spodziewanych trudności na samą myśl o utracie tego co mamy, poczujemy lekkość. Uwolnienie się od balastu, albo po prostu spokój, że najgorsze już się wydarzyło. To przedziwny mechanizm, ale jak najbardziej możliwy. Dla osób, które stale spodziewają się najgorszego, rzeczywiste doświadczenie swoich wizji jest potwierdzeniem tego, że miały rację. Lub właśnie ukojeniem, sięgając dna nie możemy już nigdzie spaść, lot w otchłań zakończony.

drogowskaz, zmiana

A co by było, jeśli ustawilibyśmy sobie teraz „punkt przywracania systemu”, jak w komputerze? Niechby był naszym odnośnikiem. Niekoniecznie idealnym, ale akceptowalnym. Takim, który można potraktować jako minimum albo optimum, zależy jak podpowiada nam intuicja. Może faktycznie szkoda zdrowia na głupiego szefa. Zapewne są jednak lepsze sposoby na wyeliminowanie go z życia niż trzaśnięcie drzwiami. Nie chodzi o to, by tkwić za wszelką cenę w obecnych realiach, jeśli nie są satysfakcjonujące. Raczej o świadomość, że życie to nie Windows i powrót do identycznych ustawień rzadko jest możliwy. Szczególnie jeśli mamy skłonność do dramy i palenia za sobą mostów, a nasz temperament nie znosi namysłu. Nasz „punkt przywracania” może być więc zapisem emocji, stanem ciała i ducha, ale osiąganym dzięki różnym zdarzeniom czy osobom. Może w tym pomóc pewne uogólnienie. Na przykład dziś możemy czuć się atrakcyjni w ciele szczupłej osoby z bujną grzywą. Co nie odbiera nam szansy, by tak samo czuć się za dziesięć lat, choć waga pokaże wtedy również dziesięć kilo więcej, za to włosów będzie dużo mniej. Grunt, by nie zafiksować się na szczegółach, nie wracać z żalem myślą do sytuacji, które się już nie powtórzą.

 

Swoją drogą, uwzględnijmy nasze prawo do uczenia się i korygowania przyzwyczajeń. Co z tego, że kiedyś uwielbialiśmy imprezy i zarwane noce, bo dawały nam poczucie wspólnoty z podobnymi do nas fanami rozrywki i porannego bólu głowy. To nie wstyd powiedzieć, że dziś wolimy się wyspać. I nie znaczy to, że dziś jesteśmy gorsi. Może kochaliśmy pracę biurową, ale dziś nasz przeciążony pracą przy komputerze wzrok i obolały nadgarstek podpowiada nam, że warto rozejrzeć się za zajęciem, które zmusi nas do ruchu. Pamiętajmy o tym, że zwykle nasz organizm wie o nas więcej, niż chcemy na to pozwolić. Co służyło mu przez wiele lat, może nagle zacząć szkodzić i chcąc zachować dobre samopoczucie (wracamy do „punktu przywracania”), musimy zmienić nawyki. Nie ma niczego złego ani zdumiewającego w tym, że z wiekiem potrzebujemy innej diety lub liczby godzin snu. Nie zmienia się jednak zwykle nasze pragnienie pozostawania w dobrej kondycji. To nadal my, ci sami fajni ludzie. Kiedyś byliśmy herosami i mogliśmy przegadać całą noc. Dziś też jest dobrze, bo nasze rozmowy, choć krótsze, są ciekawsze i mądrzejsze. Piękna przeszłość nie wyklucza pięknej, choć zupełnie innej, teraźniejszości i przyszłości. Dopóki chce nam się wstawać z łóżka, nie ma powodu do niepokoju.

 

Wbrew pozorom przesłanie tego tekstu jest optymistyczne. Skoro może być gorzej, to znaczy jednocześnie, że dziś, tu i teraz, jest lepiej. Całkiem dobrze, a może nawet wspaniale. I tego się trzymajmy. Uśmiech proszę!

Wszystkie treści na PrestoPortal.pl czytasz za darmo. Jesteśmy niezależnym, rzetelnym, polskim medium. Jeśli chcesz, abyśmy takim pozostali, wspieraj nas - zostań stałym czytelnikiem kwartalnika Presto. Szczegóły TUTAJ.

Jeśli jesteś organizatorem życia muzycznego, artystycznego w Polsce, wydawcą płyt, przedstawicielem instytucji kultury albo po prostu odpowiedzialnym społecznie przedsiębiorcą - wspieraj Presto reklamując się na naszych łamach.

Więcej informacji:

Teresa Wysocka , teresa.wysocka [at] prestoportal.pl +48 579 667 678

Może Cię zainteresować...

Drogi użytkowniku, zaloguj się aby móc komentować nasze treści.