Górecki na jazzowo [Eufonie 2021 - relacja z koncertu Adam Bałdych Quartet na festiwalu ]

24.11.2021

Na festiwalu muzyki Europy środkowo-wschodniej nie mogło zabraknąć samej muzyki polskiej. Poza klasyką nie mogło zabraknąć też jazzu. Koncerty smyczkowe Henryka Góreckiego w interpretacji Adama Bałdycha świetnie wpasowały się w klimat Eufonii. I choć pozostawiły u mnie niedosyt, to trudno było nie ulec im 20 listopada na koncercie w teatrze Palladium.

Koncert rozpoczął się bez słowa wstępu. Na scenę podświetloną ciemnoniebieskim światłem (kolorem tegorocznych Eufonii) wszedł czteroosobowy skład Adam Bałdych Quartet: Łukasz Ojdana (fortepian), Michał Barański (kontrabas), Dawid Fortuna (perkusja) i oczywiście sam Adam Bałdych (skrzypce). I pierwszy dźwięk – ostro zaakcentowany akord złożony z dźwięków wszystkich instrumentów – dał znać, że rozpoczęła się interpretacja I koncertu smyczkowego Henryka Góreckiego.

 

Górecki w rękach kwartetu

 

Koncert oryginalnie opiera się niezwykle mocno na kontraście między żywiołowymi częściami wyraźnie inspirowanymi tradycyjną muzyką góralską a tymi spokojniejszymi inspirowanymi XVI-wieczną pieśnią Wacława z Szamotuł „Już się zmierzcha”.

W interpretacji – niezwykle krótkiej, bo zaledwie kilkuminutowej – tego koncertu kwartet skupił się na tej „spokojnej” stronie. Po silnym mocnym uderzeniu muzycy w dość swobodnych tempach eksplorowali swoje instrumenty w dynamice pianissimo. Łukasz Ojdana grał bezpośrednio na strunach fortepianu, a Barański i Bałdych struny swoich instrumentów szarpali lub w nie uderzali (oczywiście delikatnie) smyczkiem. Dopiero koniec dzieła przypomniał o żywszych częściach koncertu Góreckiego.

 

Interpretacja drugiego koncertu była najciekawsza i najrozleglejsza ze wszystkich. Zdecydowanie dłuższa – jak i sam koncert – od pierwszej i bardziej zróżnicowana. Pierwsza część podkreśliła i rozwinęła jednostajny motyw grany oryginalnie przez wiolonczelę. W rękach kwartetu motyw wyewoluował do ciężkiego, coraz mocniej brzmiącego dysonansu. Po nim nastąpiły obowiązkowe improwizacje fortepianu i skrzypiec.

 

Interpretacje kolejnych części II koncertu smyczkowego nie nudziły. Druga zmieniła akcentowane i ostre pociągnięcia smyczków w lekkie i wręcz figlarne pizzicata. Trzecia – znacznie spokojniejsza – ponownie najobszerniej wykorzystywała materiał dźwiękowy z samego początku części. Czwarta – dzięki rytmicznej perkusji podkreślającej pulsację – porywała żywiołowością

Trzeci koncert w interpretacji Adama Bałdycha jako dwa wyraziste punkty odniesienia do oryginału obrał dobrze znaną melodię skrzypiec z początku pierwszej części oraz początkowy fragment części trzeciej (opracowany podobnie jak w interpretacji części drugiej II koncertu smyczkowego). Tym razem jednak występ kwartetu został wzbogacony o użycie loopera, z którego skrzypek korzystał, by wprowadzić dwie partie skrzypiec jednocześnie.

 

Choć nieco powtarzalne, to udane

 

Z koncertu trudno nie być zadowolonym. Adam Bałdych wziął na warsztat dzieła Góreckiego, które idealnie wpasowują się w jego styl. Nie są one najpopularniejszymi dziełami kompozytora, ale w kontekście jego całej twórczości są utworami bardzo przystępnymi dla niewtajemniczonego w muzykę XX w. słuchacza. Dodatkowo łączą w sobie wątki ludowe i te znane z muzyki klasycznej – podobnie jak twórczość Bałdycha łączy jazz, klasykę, muzykę współczesną, a czasem również popularną.

Sama forma interpretacji była atrakcyjna. Nieco zawodziła mnie jednak powtarzalność konstrukcji każdego utworu. Zazwyczaj zaczynał się on wstępnym, dobrze rozpoznawalnym motywem z danej części. Następnie motyw był rozwijany, uciekał od oryginału i wyraźnie prowadził do kulminacji i solowej improwizacji jednego z członków kwartetu. Po każdym solo następowało szybkie wyciszenie i przejście do kolejnego utworu.

 

Oczywiście taka formuła nie dziwi – był to w końcu koncert jazzowy. Znając jednak pierwowzór, oczekiwałem niekoniecznie tak wielkiego zróżnicowania wewnątrz wszystkich części, ale nieco bardziej wyrazistego odróżnienia ich od siebie pod kątem dynamiki, konstrukcji i samego założenia. A takich kontrastów pełny jest materiał wyjściowy – było więc skąd czerpać inspiracje. Zabrakło mi też, choćby krótkich, momentów wyciszenia.

 

Trudno jednak na koncert narzekać. Dzieła, choć nie zostały wyrywane w całości z pierwotnego kontekstu, często zyskiwały nowy wyraz. Z muzyki klasycznej wyrosły liczne interpretacje i aranżacje na gruncie jazzu. Czasem brakowało mi nowej treści, nieco kontrastów między kolejnymi częściami, ale ostatecznie po półtoragodzinnym koncercie byłem całkiem usatysfakcjonowany.

 

Wojciech Gabriel Pietrow

Wszystkie treści na PrestoPortal.pl czytasz za darmo. Jesteśmy niezależnym, rzetelnym, polskim medium. Jeśli chcesz, abyśmy takim pozostali, wspieraj nas - zostań stałym czytelnikiem kwartalnika Presto. Szczegóły TUTAJ.

Jeśli jesteś organizatorem życia muzycznego, artystycznego w Polsce, wydawcą płyt, przedstawicielem instytucji kultury albo po prostu odpowiedzialnym społecznie przedsiębiorcą - wspieraj Presto reklamując się na naszych łamach.

Więcej informacji:

Teresa Wysocka , teresa.wysocka [at] prestoportal.pl

Może Cię zainteresować...

Drogi użytkowniku, zaloguj się aby móc komentować nasze treści.