Studium precyzji [Alexander Korsantia i Jong-Jie Yin w Polskiej Filharmonii Bałtyckiej]

02.05.2024
Alexander Korsantia

Najpierw klasyka literatury fortepianowej, a potem rzadko wykonywana symfonia. Polska Filharmonia Bałtycka pokazała po raz kolejny, że potrafi umiejętnie dobrać repertuar koncertowy. Podobnie było z wykonawcami – na scenie spotkali się artyści niemający ze sobą wiele wspólnego, ale mimo to znaleźli wspólny język w gąszczu Beethovenowskich gam i pasaży.

Mowa o gruzińskim weteranie pianistyki Aleksandrze Korsantii oraz młodziutkim dyrygencie, jakim jest Jong-Jie Yin, który poprowadził gdańskich filharmoników wraz z publicznością przez dojrzały klasycyzm i późny romantyzm. V Koncert fortepianowy Ludwiga van Beethovena w aspekcie fortepianowym pozostał jednak wyrazową zagadką. Pierwsza część, poprawna, solidna, w żadnym punkcie niesforsowana dźwiękowo, była eksperymentem statystycznym: zebraniem kilku świetnych wykonań i ich ekspresyjnym uśrednieniem. Nie potrafiłem określić dla siebie osobowości pianistycznej Korsantii po jej wysłuchaniu, a wystawiennicza jakość dźwięku wywołała u mnie momenty znużenia.

 

Sytuacja zaczęła zmieniać się w drugiej części, gdzie pianista grał z bardzo donośną śpiewnością, a osobliwa lekkość deklamacyjnej frazy bardziej skupiała moją uwagę niż wirtuozowskie przebiegi pierwszej części. Zacząłem wręcz zastanawiać się, czy z biegiem czasu moja wrażliwość na klasyczną, techniczną wirtuozerię nie zaczyna stopniowo zanikać. Odpowiedź przyniósł finał Koncertu. Brzmiała: „nie, ale…”. Zorientowałem się, że w pierwszej części zabrakło mi jednoznacznego kierunku, kulminacji wyrażonej nie tylko szybkością gry, ale i głębią dźwięku, dostosowaniem rubata, korespondencją z orkiestrą.

 

Finał Cesarskiego przyniósł całe garści tych kierunków. Beethoven w wykonaniu Korsantii momentami wdzięcznie tańczył wśród wiedeńskich kamienic, by chwilę później przywdziewać betonowe buty. Zajmująco brzmiały nagłe zmiany w proporcjach, zwłaszcza w temacie, w którym Korsantia niejednokrotnie silnie uwydatniał partię lewej ręki. Odbiór takich zabiegów jest zawsze dyskusyjny, owiany płaszczykiem „kwestii gustu”. To, co w czyimś odbiorze było kaskadą oryginalnych myśli i kalejdoskopem muzycznych zdarzeń, inna osoba mogła odebrać jako brak interpretacyjnej konsekwencji i nadmiernie szeroki rozkrok między sposobami gry. Sam znalazłem się w rozkroku – między tym rozkrokiem właśnie a wspomnianym kalejdoskopem.

Jong-Jie Yin

 

Ale utwór Beethovena to zaledwie połowa programu. Przyszedł czas i na debiut symfoniczny Jeana Sibeliusa – jego Pierwszą symfonię op. 39. Jong-Jie Yin, oddający wcześniej ogrom przestrzeni interpretacyjnej gruzińskiemu pianiście, zmienił się w stróża precyzji i poprawności. Stawiał na intensywne brzmienie instrumentów dętych i perkusji, momentami wyraźnym kosztem smyczków. Orkiestra grała pod jego batutą z ogromną amplitudą dynamiczną. Słychać było, że realizuje bardzo precyzyjną i dopracowaną wizję utworu, a każdy gest i wskazanie jest efektem wielogodzinnych ćwiczeń. Siła tego wykonania, czyli plan i kontrola, stawała się czasem jego słabością. Chwilami powstawało wrażenie, jakby Yin, jako laureat konkursu dyrygenckiego im. Fitelberga, jeszcze nie rozwiał wokół siebie turniejowej atmosfery. Dyrygował poprawnie, z pudrem, przed nieobecną już konkursową komisją. Efekt, patrząc na rzecz obiektywnie, był bardzo komunikatywny – Symfonia Sibeliusa żyła i śpiewała, a przyciągnięcie uwagi publiczności przy pomocy mało znanego utworu jest przecież podwójnie trudnym zadaniem.

 

Może wskutek mojej przywary jako odbiorcy – braku cierpliwości – oczekiwałem więcej temperamentu, pazura, który wdarłby się w partyturę fińskiego klasyka. Jednocześnie usilnie unikam konkluzji w rodzaju „pewne rzeczy przychodzą z czasem” albo „ten artysta lub ta artystka musi jeszcze dojrzeć”. Brzmi to pretensjonalnie. I znów znalazłem się w rozkroku, bo czuję, że Yin z czasem będzie pozwalał sobie na więcej interpretacyjnej swobody, odpuszczenia, improwizacji. A mój lekki niedosyt chowam do kieszeni, na zewnątrz zostawiając jak najlepsze wrażenia z udanego, różnorodnego koncertu.

Wszystkie treści na PrestoPortal.pl czytasz za darmo. Jesteśmy niezależnym, rzetelnym, polskim medium. Jeśli chcesz, abyśmy takim pozostali, wspieraj nas - zostań stałym czytelnikiem kwartalnika Presto. Szczegóły TUTAJ.

Jeśli jesteś organizatorem życia muzycznego, artystycznego w Polsce, wydawcą płyt, przedstawicielem instytucji kultury albo po prostu odpowiedzialnym społecznie przedsiębiorcą - wspieraj Presto reklamując się na naszych łamach.

Więcej informacji:

Teresa Wysocka , teresa.wysocka [at] prestoportal.pl +48 579 667 678

Może Cię zainteresować...

Drogi użytkowniku, zaloguj się aby móc komentować nasze treści.